Bieżące

Wyśpiewali wdzięczność na góralską nutę

W miniony weekend na Równi Krupowej w Zakopanem rządzili Jędruś i Małgosia Brandstatter oraz podopieczni ich Fundacji ”Pro Artis”. Czego jak czego, ale takich głosów to Tatry już dawno nie słyszały...

Był śmiech, aż brzuchy bolały, łzy wzruszenia wycierane ukradkiem w rękaw, setki spotkań, tysiące oklasków, a przede wszystkim śpiew, któremu nawet samiuśki Giewont nadziwić się nie mógł – tak w telegraficznym skrócie przebiegły koncerty pod hasłem „Andrzej Brandstatter z Przyjaciółmi – część 4”, które odbyły się 11, 12 i 13 lipca w Zakopanem.

Przeczytaj list od Anny Dymnej skierowany do Andrzeja i Małgorzaty Brandstatterów

– Te koncerty są zwieńczeniem ”Wierchowych Spotkań”. Moją radością i nadzieją, ale też siłą, której czasem tak po ludzku brak – mówił Andrzej Brandstatter. – Są też dla mnie kolejnym dowodem na istnienie miłości i przyjaźń. Bo weźmy np. taką Anię Dymną. Dziewczyna ma mnóstwo pracy, zajęć, obowiązków, a ona zawsze choćby nie wiem co się działo, jest z nami i nas wspiera. Mówi: – Nie martwcie się! Jak się martwimy. Mówi: – Razem damy radę! I jakimś cudem dajemy. W taki sposób zachowuje się tylko jeden człowiek na ziemi – przyjaciel. I to właśnie przyjaciołom chciałem poświęcić te koncerty.
Na scenie dla przyjaciół i wśród przyjaciół pojawili się m.in.: Karolina Sawka, Ela Kuzio, Darek Tabiś, Łukasz Żelechowski, Marcin Tytko, Krzysiek Szymaszek, Justyna Adamska, Nikola Klepacz, Sebastian Szymański, Tomek Kowalik, Agnieszka Rejtczak, Dominik Strzelec, Adaś Podsiad i Robert Rumak, których świat zdążył już poznać, usłyszeć i zapamiętać m.in. za sprawą Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Ale gwiazd było dużo, dużo więcej! – W sumie blisko 40 – mówi z uśmiechem Małgosia Brandstatter.

Pierwszego dnia ze sceny popłynęła muzyka, którą mogły nacieszyć się cepry. Artyści zaśpiewali swoje ulubione piosenki – przeboje polskie i zagraniczne. Koncert poprowadzili Elżbieta Bochnak i Włodzimierz Matuszak. Drugiego dnia pałeczkę przejęli górale, a wykonawców – wśród których ceprów nie brakowało, ale się gwary zdążyli nauczyć, że hej! – brawurowo zapowiadali Anna Dymna oraz Andrzej Jakubiec Kubosek. Dzieciaki i dorośli darli się co tchu w piersiach. – Chcemy wyśpiewać naszą wdzięczność – mówili. – W czasie ”Wierchowych Spotkań” zapominamy o tym co trudne. Jesteśmy bezpieczni i szczęśliwi jak tylko można i jak nie można też - mówili z uśmiechem.

– To jest magiczny czas. Czas muzyki, dobroci i radości - mówiła ze sceny Anna Dymna i jak powiedziała tak się działo. – Przyszło tyle osób, że część musiała stać na zewnątrz, bo się nie mogli pomieścić, ale stali. Nawet wtedy, gdy kropił deszcz. I nagradzali owacjami naszych artystów ocierając twarze, nie wiadomo czy ze wzruszenia czy z tego deszczu...
W niedzielę na scenie pojawiło się 36 osób, aby wyśpiewać „Góralskie serce” – utwory z najnowszej płyty Andrzeja. Byli górale i cepry, wychowankowie Fundacji „Pro Artis” i finaliści Festiwalu Zaczarowanej Piosenki (niektórzy byli i jednymi i drugimi i trzecimi, lub czwartymi). Ich występy zapowiadali tego dnia Anna Popek i Artur Andrus. Były tańce i śpiewy z publicznością. Ktoś odważny zainicjował nawet „węża”, ale górale spojrzeli na niego groźnym okiem i się skończyło. – Krzesanego tańczyć! – wołali. Na płycie – jak podkreśla Jędruś – nie mogło zabraknąć dwóch piosenek, które jego fanom są już dobrze znane: „Dlo sobie pisani” – opowiadającej historię jego i Małgosi.

Cekołek, tyz jo se, moja kochanecko
Coby zaświeciło nade mnom słonecko
Całe zycie los mo groł, teroz mi Cie Pon
Bóg doł...

I „Moje pocieszenie”. Pierwszą zwrotkę Jędruś przemilczał, bo – jak mówi Małgosia – coś mocno ścisnęło go za gardło. Zamiast niego śpiewał deszcz, który w tym momencie zaczął pukać o Namiot. – Ta piosenka opowiada o śmierci mojego syna – mówił nam Jędruś. – Miał na imię Kuba. Miał 11 lat. Potrącił go pijany kierowca.
Jędruś pracował wtedy w Austrii. Niedługo przed wypadkiem przyjechał do domu i zabrał dzieciaki – córkę i syna na Mazury. Kupił synowi wędkę. Wypłynęli na środek jeziora i wtedy Kuba ni stąd ni zowąd zapytał: – Tato przecież ty kiedyś grałeś, śpiewałeś, dlaczego teraz tego nie robisz? – Bo muszę pracować, żeby utrzymać naszą rodzinę. Ze śpiewania trudno jest wyżyć – odpowiedział mu ojciec. Kilka tygodni później dostał telefon, że Kuba miał wypadek. Wskoczył w samochód i pędził jak szalony. Nie zdążył... Kiedy dotarł do szpitala Kuba już nie żył. Jakiś czas później dowiedział się skąd było to pytanie na środku jeziora. Okazało się, że Kuba razem z kolegami założył zespół góralski, który nazwał Mały Krywań (Andrzej założył kiedyś zespół Krywań). Wyszukał gdzieś starą gitarę i oddał do naprawy. Chciał tacie zrobić niespodziankę, gdy wróci. Tego dnia szedł po jej odbiór. Nie zdążył już na niej zagrać...

A Ty moje pociesenie zostawiłeś
Smutek, zol
Cemuś poseł w ciemnom nocke i nie
Słuchoł sumu hol
Nie usłysys juz w turniach wiatru
granio
I pewnikiem tyz mojego śpiewanio
Przecie ześ tak tego wcioł
Synku drogi, jo nie wiedzioł ze Cie
Ciesy muzyka
Kie byś sepnon choć słówecko, nie
puściłbyk Cie nika
Razem by my se grali i śpiewali
Nasym śpiewaniem ludzi pociesali
Dziś zostołek ino som
Ale przeciez się spotkomy, przyjdzie
kiejsik taki cas
Popytomy chór aniołów coby śpiewoł
z nami wroz
Jo ci podegrom nucicke wierchowom
Ty jom zaśpiewos jo pociogniem
Z Tobom
Na niebieskich polanach

Śpiewał z całego serca Jędruś, przy akompaniamencie Patryka Matwiejczuka, a z nim dziesiątki osób, które znają tą piosenkę, choć nie znały jej historii... Tym, którym z trudem idzie dalsze czytanie trzeba powiedzieć, że to naprawdę był dzień głębokich wzruszeń, ale i święto radości. Robert Rumak – zwycięzca tegorocznego Festiwalu Zaczarowanej Piosenki w kategorii dziecięcej, brykał na scenie aż miło. Karolinka Sawka jak zwykle robiła słońcu konkurencje swoim uśmiechem, Agnieszka Rejtczak jak zwykle elegancka, a Darek Tabiś niezwykle rozradowany. Jędruś po raz kolejny udowodnił, że tylko ten, kto kocha potrafi z serca śpiewać. Słowa piosenki „Juhas i dziewcyna”, którą uczestnicy „Wierchowych Spotkań” zaśpiewali razem z góralskimi kapelami długo jeszcze niosły się po Tatrach. Mamy nadzieję, że będą tak ganiać po halach i szczytach, aż do przyszłego roku...

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz