Bieżące

Janku, bez Ciebie świat będzie inny

„Po chwili wydawało mi się, że znam Janka całe życie. Dowcipny, prawdziwy, bezpośredni, uczuciowy, życzliwy, kochany Gaduła. Emanował czymś najpiękniejszym i rzadko spotykanym – radością życia” – pisze o Janie Statuchu Anna Dymna.

  • Anna Dymna i Jan Statuch
    Anna Dymna i Jan Statuch

Janek Statuch był Człowiekiem prawdziwym i pewnie dlatego tak niezwykłym. Działał z ogromną pasją, poczuciem humoru, dystansem do siebie samego. Było Go pełno tam, gdzie działo się coś dobrego. W pomoc potrzebującym angażował się całym sobą.

Od 12 lat należał do najaktywniejszych Wolontariuszy Fundacji Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, tworząc m.in. ogólnopolskie projekty „Tak dla transplantacji” i „Wszystkie dzieci są nasze”. Był Prezesem i Wiceprezesem tego stowarzyszenia. Ale w działalności społecznej służył wszystkim, którzy potrzebują wsparcia, również naszym Podopiecznym. W 2008 roku uhonorowano Go tytułem „Sandomierzanin Roku”.

Janek działał z wielką prostotą, radością, zarażał optymizmem. W Jego postawie nie było cienia sztuczności ani kalkulacji. Swoją dobrą energią dawał innym nadzieję, wiarę oraz siłę. Doskonale rozumiał, jak cenne i piękne jest życie. Od 2002 roku żył z przeszczepionym sercem

W minioną sobotę straciliśmy prawdziwego Przyjaciela. Gdy umierają tacy Ludzie, jak Janek, wokół robi się jakoś pusto – świat naprawdę staje się inny.

Anna Dymna: Janka Statucha i Jego Żonę, Krysię, poznałam w 2009 roku. Byli moimi Gośćmi w telewizyjnym programie „Spotkajmy się”. Janek opowiadał mi swoje losy i całą historię choroby – jakbyśmy rozmawiali o jakiejś fascynującej podróży. Opisywał swoje umieranie i zmartwychwstawanie  z prawdziwą dumą wielkiego zwycięzcy.  Nie przypuszczałam, że to nasze spotkanie stanie się dla mnie tak ważne. Po chwili wydawało mi się, że znam Janka całe życie. Dowcipny, prawdziwy, bezpośredni, uczuciowy, życzliwy, kochany Gaduła. Emanował czymś najpiękniejszym i rzadko spotykanym – radością życia.

Od tej pory byliśmy w stałym kontakcie. Janek bardzo aktywnie pracował na rzecz transplantacji. Był wszędzie, gdzie tylko mógł się przydać. Uczestniczył w pokazach sportowych ludzi po transplantacji. Dla chorych dzieci, czekających w szpitalach na przeszczepy, organizował  pieniądze, słodycze,  baloniki, klocki, maskotki…. Rozdawał wszystkim uśmiech i radość. Wiedział, że najważniejsza jest przyjaźń, obecność, życzliwość. Często wpadał do Krakowa, do mojej fundacji, jak prawdziwy całoroczny święty mikołaj – zawsze z jakąś kiełbaską, serkiem, jajkami wiejskimi, kaszaneczką, owocami, pomidorkami.  Miał wielu przyjaciół sadowników, rolników i zdobywał takie rarytasy, by ucieszyć nimi kogoś tak przy okazji.  

Gdy otwierałam ośrodek „Dolina Słońca”, obdarował moich podopiecznych wieloma skrzynkami jabłek. Był bardzo czynny, szybki, ruchliwy. Zawsze żartowałam, że chyba lekarz wszczepił mu kilka serc, bo jedno nie wytrzymałoby takiego tempa. Co roku przyjeżdżał z grupą „przeszczepków” z Zabrza na krakowski Rynek, by podczas, organizowanego przez moją fundację święta integracji „ Zwyciężać mimo wszystko”, szerzyć ideę transplantacji.

Janek zarażał mnie skutecznie swoją radością. Przy nim wydawało mi się, że wszystko się uda, że wszystko można zmienić na lepsze, wszystko uratować.

Po dramatycznej powodzi w 2010 roku, byłam z Jankiem w Sandomierzu. Pomagaliśmy razem najbardziej poszkodowanym przez żywioł ludziom. Dzięki Niemu nauczyłam się patrzyć na przeciwności losu z nadzieją i w jasnych barwach. To dzięki Niemu zdałam sobie sprawę, że trzeba i można cieszyć się każdą chwilą, że żaden ból, choroba, tragedia nie musi zabierać człowiekowi radości życia. Nie pojmuję tego do końca, wiem, jakie to trudne, ale ta filozofia Janka stała się moją. „Nie ma większego prezentu niż uśmiech” – powiedział mi w programie.

28 lipca wysłał mi MMS-em swoje zdjęcie ze szpitala i ogromny uśmiech. Powalony chorobą, z podbitym okiem nazwał się ze śmiechem „powstańcem, który właśnie stoczył walkę”. Trzy dni przed śmiercią zadzwonił jeszcze do mnie i, ledwo słyszalnym głosem, powiedział tylko jedno zdanie: „Aniu, pozdrawiam i walczę o życie”. Gdy dotarła do mnie wiadomość o Jego śmierci, natychmiast wysłałam Mu wiadomość: „Janku! Nie przyjmuje do wiadomości Twojego odejścia. Ty jesteś i będziesz zawsze! Jesteś Moim Mistrzem, Wzorcem, Radością, Nauczycielem, Czarodziejem. Kocham Cię, podziwiam i nic tego nie zmieni. Jesteś najdzielniejszym, najpiękniejszym Człowiekiem i będziesz Nim zawsze!!! Reszta jest milczeniem…”.

Może dziwnie brzmią te emocjonalne słowa. Pustki po Janku nikt nie wypełni. Ale wierzę, że radość, uśmiech, którymi obdarzał ludzi, są wieczne. I tak, jak we mnie, pozostaną w wielu ludziach i będą im nadal pomagały żyć.

Zapis rozmowy z Janem Statuchem w  telewizyjnym programie „Anna Dymna – Spotkajmy się”

Ostatnie pożegnanie Jana Statucha odbędzie się 19 sierpnia 2014 r., o 14.00, w kościele Podwyższenia Krzyża Świętego w Sandomierzu, przy ulicy Ożarowskiej 1.

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz