Bieżące
Co robi Anna Dymna w wolnym czasie?
W minioną niedzielę Anna Dymna otworzyła Salon Poezji w Kaliszu. Poniedziałek miał być dla niej dniem wolnym. W jaki sposób pani prezes Fundacji „Mimo Wszystko” go spędziła?
Pobudka o godz. 6 rano. O godz. 8.30 wyjazd z hotelu do Środowiskowego Domu Samopomocy „Tulipan”, który zajmuje się dziećmi i nastolatkami z porażeniem mózgowym i Zespołem Downa. Godz. 10.30 wizyta w Domu Pomocy Społecznej przy ul. Winiarskiej i spotkanie z osobami starszymi. Około godz. 13.00 wizyta w Domu Pomocy Społecznej w Liskowie, spotkanie z osobami niepełnosprawnymi (podopiecznymi domu) i lokalnymi władzami. W późnych godzinach popołudniowych wyjazd do Bydgoszczy. W międzyczasie dziesiątki telefonów, autografów, zdjęć, wypowiedzi dla prasy i spraw związanych z fundacją i nowym programem telewizyjnym poruszającym problemy osób niepełnosprawnych pt. „Potrzebni” (realizacja TVP.INFO). Mimo to Anna Dymna twierdzi, że był to jeden z najbardziej radosnych dni w mijającym tygodniu.
– Zwykle jest tak, że jak się tylko ruszę z Krakowa, to zaraz dowiadują się o tym osoby z miejsc, do których jadę i proszą o spotkanie. Kiedy się okazało, że będę w Kaliszu, żeby otworzyć tam 26 Salon Poezji, natychmiast odezwało się kilka instytucji z prośbą, żebym je odwiedziła – mówi Anna Dymna. – Nie chciałam im odmawiać, bo wiem jakie to ważne, że ludzie mogą komuś pokazać to co robią i usłyszeć dobre słowa na ten temat. To były spotkania, które są dla mnie szczególnie ważne, bo nie uczestniczą w nich kamery ani dziennikarze. Jestem tylko ja i ludzie, którym mogę spojrzeć w oczy, wysłuchać ich historii, przytulić, uśmiechnąć się, po prostu być obok. Z pozoru nic ważnego, a jednak to właśnie te proste gesty przywracają nam radość, dają siłę do działania. Spotkanie z dziećmi z porażeniem mózgowym i ich opiekunami było dla mnie kolejną, ważną lekcją życia. Widziałam młodych, zdrowych ludzi, którzy opiekują się tymi bezbronnymi istotami i robią to z uśmiechem. W każdym ich geście jest coś takiego, co osobie patrzącej z zewnątrz daje wiele do myślenia. Mi w każdym razie dało. Zabrałam stamtąd kilka takich pięknych obrazów i wiele pytań, na które nie jestem w stanie sobie odpowiedzieć. Jestem pewna, że będą do mnie wracać jeszcze wiele razy. Spotkanie z osobami starszymi było samą radością. Były wspólne śpiewy, czytanie wierszy księdza Jana Twardowskiego, pyszne ciasto, mnóstwo zdjęć, autografów i jeszcze więcej opowieści. A wizyta w Liskowie była dla mnie przykładem tego, jak lokalne władze powinny i mogą się troszczyć o osoby niepełnosprawne. Dla tamtejszych władz troska o najsłabsze osoby jest chlubą. Dom jest piękny, zadbany, a jego podopieczni mają w sobie rzadko spotykany spokój i pewność, że są kimś ważnym, potrzebnym i chcianym. Myślę, że władze samorządowe wielu innych miast i miasteczek w Polsce mogłyby się wiele w Liskowie nauczyć. Gorąco je do tego zachęcam! Dzięki takim miejscom jak Lisków łatwiej mi wierzyć w lepszy, piękniejszy świat. W świat za którym tak bardzo tęsknię…