Bieżące

Janusz Świtaj zdaje maturę

Wśród tegorocznych maturzystów jest 35-letni Janusz Świtaj, który, po wypadku motocyklowym, został całkowicie sparaliżowany. – Chciałem pokazać, że niemożliwe jest możliwe – podkreśla Janusz.

Siedemnaście lat temu Janusz uległ poważnemu wypadkowi motocyklowemu. Od tamtej pory jest całkowicie sparaliżowany, oddycha za pomocą respiratora. Przez wiele lat nie wychodził z domu, jego całym światem był niewielki pokój, komputer i kawałek nieba, które mógł oglądać przez okno. – Przez wszystkie te lata po wypadku każdy dzień był kopią poprzedniego. Doskonale wiedziałem, że każdy kolejny tydzień będzie dokładnie taki sam jak poprzedni. To wyglądało mniej więcej tak: budzę się, jem śniadanie, oglądam film, potem rehabilitacja, praca przy komputerze, znowu film albo program w TV, obiad, komputer, film, komputer, wieczorna toaleta, sen... Jedyna zmiana polegała na tym, że czasem miałem większą albo mniejszą spastyczność, czyli niekontrolowane ruchy całego ciała – opowiadał Janusz kilka lat temu dziennikarzom. W 2006 r. usłyszała o nim cała Polska: 31-letni wówczas mężczyzna złożył wniosek o prawo do eutanazji. Tłumaczył, że boi się chwili, gdy zabraknie mu rodziców, którzy się nim zajmują: karmią go, przewijają, oklepują, żeby nie miał odleżyn. Dzień w dzień od kilkunastu lat. Obawiał się, że po ich śmierci zostanie skazany na wegetację. Jego historią zainteresowała się Anna Dymna, aktorka i prezes Fundacji „Mimo Wszystko” osobiście pojechała do Jastrzębia, żeby z nim porozmawiać. – Kiedy wysłuchałam Janusza, okazało się, że prośba o śmierć, tak naprawdę jest głośnym wołaniem o życie – mówiła wówczas Anna Dymna. Od czasu tego spotkania wiele się zmieniło. Janusz otrzymał specjalny wózek, dzięki któremu może się samodzielnie poruszać (wózek sterowany jest ustami), pracuje w Fundacji „Mimo Wszystko” jako internetowy analityk rynku osób niepełnosprawnych i fundraiser, napisał książkę „12 oddechów na minutę”, trzy lata temu rozpoczął naukę w liceum dla dorosłych, a w tym roku zdaje maturę. – Pozornie w moim życiu niewiele się zmieniło. Nadal jestem sparaliżowany i całkowicie zależny od innych ludzi, ale żyję inaczej, pełniej, czuję, że więcej mogę. Cieszę się każdym nowym dniem – mówi Janusz. Kilka tygodni temu odebrał świadectwo ukończenia liceum dla dorosłych, miał średnią 4,0. Lepsze od niego w 34-osobowej klasie były tylko dwie osoby. W maju przystąpił do matury. Za sobą ma już pisemne egzaminy z jęz. polskiego, matematyki i angielskiego oraz ustny angielski. Dzisiaj, tj. 12 maja czeka go ostatni egzamin – prezentacja z jęz. polskiego.

– Jaki jest temat twojej prezentacji z jęz. polskiego, Januszu?

– Będę mówił o języku komunikacji internetowej, komentarzach, dyskusjach na forach i czatach internetowych, czyli rzeczach które są mi dość bliskie z kilku powodów: po pierwsze – przez wiele lat Internet był moim oknem na świat, po drugie – od 2007 r. pracuje w Fundacji „Mimo Wszystko” jako internetowy analityk rynku osób niepełnosprawnych, dzięki czemu jeszcze lepiej poruszam się w sieci.

– Mówisz w rytmie dwunastu oddechów na minutę. Ile czasu będzie trwało twoje wystąpienie?

– Myślę, że standardowo, czyli 15-20 minut. Do zreferowania mam cztery strony, powinienem się zmieścić w czasie. Przynajmniej taki mam plan.

– Twoje dotychczasowe egzaminy maturalne raczej do standardowych nie należały. Opowiedz, proszę, jak wyglądały.

– Wszystkie egzaminy, zarówno ustne, jak i pisemne, zdawałem w domu w obecności dwu- lub trzyosobowej komisji, w zależności od przedmiotu. Nikt inny nie mógł w tym czasie przebywać w moim pokoju, chyba że wymagały tego względy medyczne. Największym wyzwaniem była pisemna matematyka, część obliczeń musiałem wykonywać w głowie, a potem dyktować jednej z nauczycielek. Gdybym próbował sam wszystko pisać, to egzamin trwałby bardzo długo, ponieważ wystukuję każdą literę uderzając w klawiaturę ołówkiem trzymanym w ustach. Można więc powiedzieć, że pisemną maturę pisałem ręką jednego z członków komisji, ale wszystko, co zapisali, było wyłącznie mojego autorstwa. Przez cały czas trwania egzaminów, czyli od godz. 9 do 14 był, włączony dyktafon, który rejestrował wszystko, co powiedziałem. Nie mogło być mowy o jakiejkolwiek taryfie ulgowej.

– Z którego przedmiotu jesteś najbardziej zadowolony?

– Jak dotąd znam jedynie wynik egzaminu ustnego z jęz. angielskiego. Otrzymałem 9 punktów na 15 możliwych. Dla mnie to spory sukces, bo nauka języka obcego, po kilkunastu latach przerwy, to było wielkie wyzwanie. Cieszę się, że mu sprostałem.

– Nie bądź taki skromny. Już samo rozpoczęcie nauki i przystąpienie do matury, po kilkunastu latach przerwy, na dodatek w tak trudnej sytuacji zdrowotnej, jest wyczynem...

– Bardzo się starałem, to prawda! Ale to, że mogłem przystąpić do matury nie jest wyłącznie moja zasługą. Ja tylko bardzo chciałem spełnić swoje marzenie sprzed wypadku. Miałem go dwa tygodnie przed odebraniem świadectwa szkoły zawodowej. Zanim do niego doszło, myślałem, że będę pracował i uczył się w liceum dla pracujących, chciałem się rozwijać, zdobyć maturę, coś w życiu osiągnąć. Wypadek pokrzyżował te plany, ale moja historia pokazuje, że można wrócić do punktu, w którym zatrzymało się życie i spróbować zacząć jeszcze raz. To oczywiste, że było mi teraz o wiele trudniej wrócić do nauki, ale, jak się okazało, nie było to niemożliwe. Bardzo bym chciał, żeby moja historia stała się bodźcem dla innych osób, które zmagają się z ciężkimi chorobami i niepełnosprawnością, no bo jeśli gość, który od 17 lat jest całkowicie sparaliżowany może skończyć szkołę średnią i przystąpić do matury, to dlaczego komuś innemu miałoby się to nie udać? Niech spróbuje. Inaczej nigdy się nie dowie, czy miał szansę.

– Wspomniałeś, że na twój sukces edukacyjny pracowało wiele osób. Jest ktoś, komu chciałbyś szczególnie podziękować?

– Przede wszystkim moim rodzicom, a szczególnie tacie. To on przygotowywał moje ciało do wszystkich egzaminów: oklepywał mnie, odsysał, dbał o to, żebym był ładnie ubrany i wygodnie ułożony. Wielką zasługę mają też nauczyciele z Zespołu Szkół nr 7 w Jastrzębiu Zdroju, którzy nie tylko mnie uczyli, ale też we mnie wierzyli. Nawet jeśli pojawiały się trudności, czułem, że nie jestem z nimi sam, mogę o nich bez wstydu powiedzieć. Przez te trzy lata nauki mogłem też liczyć na pielęgniarki i opiekunów, którzy czytali albo trzymali notatki, z których mogłem się uczyć. Podziękowania należą się też Urzędowi Miasta w Jastrzębiu Zdroju, który sfinansował moją edukację. Mnie ani moich rodziców nie byłoby na to stać. Naprawdę wiele jest tych osób, którym należy się moje „dziękuję”. Bez nich moja matura byłaby tylko marzeniem. Nie mam co do tego najmniejszych złudzeń.

Wysłuchała Małgorzata Wach

 

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz