Archiwum

Łukasz Baruch

21 lutego 2011 r. (powtórka: 7 maja 2011 r.)

Łukasz Baruch:  Wokół siebie miała ludzi, z których jedni wspierali ją, jednak drudzy odradzali jej bycie ze mną. Ale – pamiętam – Ola powiedziała, że nie może traktować mnie przedmiotowo, na zasadzie: „Łukasz był fajny, ale coś się w nim zepsuło, więc odchodzę”. Jej decyzja i nasz ślub był dla mnie motywacją do tego, by starać się o to, żeby nasze życie wyglądało jak najbardziej normalnie. Ola nigdy nie musiała żałować, że ze mną jest.

Zapis rozmowy z Łukaszem Baruchem, osobą niewidomą

Anna Dymna: Witam Cię, Łukaszu.
Łukasz Baruch: Witam.
A.D.: Ile my się lat znamy?
Ł.B.: Trzy lata. W 2007 roku poznaliśmy się
A.D.: Ty nic nie widzisz, prawda?
Ł.B.: Nic.
A.D.: Kiedy straciłeś wzrok?
Ł.B.: Cztery lata temu.
A.D.: A co się stało?
Ł.B.: Traciłem wzrok przez sześć miesięcy. Nie stało się to z dnia na dzień. Najpierw zacząłem mieć problemy z lewym okiem. Miałem powiększoną źrenicę i widziałem lekko za mgłą, rozmazywały mi się obrazy. Pani okulistka nie mogła stwierdzić, co mi jest, wysłała mnie do neurologa. Potem miałem skierowanie na tomograf, potem miałem kolejną wizytę u okulisty, potem – u neurochirurga. I tak mijały miesiące.
A.D.: Zdiagnozowali Cię?
Ł.B.: Zapalenie nerwów wzrokowych, siatkówki.
A.D.: A z czego to się bierze?
Ł.B.: W zasadzie do końca nie widomo. Zastanawialiśmy się, czy nie jest to uwarunkowane genetycznie, ponieważ mam kuzyna niewidomego również, który stracił wzrok mając tyle samo lat, co ja – 26. Tyle że on miał inne schorzenie. W utracie wzroku „pomogła” mu cukrzyca.
A.D.: Byłeś więc zwyczajnym, zdrowym chłopakiem.
Ł.B.: Tak, nigdy problemów ze zdrowiem nie miałem.
A.D.: I co robiłeś?
Ł.B.: Jestem z wykształcenia technikiem odzieżowym o specjalności krawiectwo ciężkie. Zajmowałem się szyciem ubrań.
A.D.: Wiem, że zajmowałeś się pracą przy kolorach, wiesz, jaki każdy ma numer. Pamiętasz to jeszcze?
Ł.B.: Już nie do końca. Ale, rzeczywiście, pracowałem w firmie odzieżowej, w której zajmowałem się zamawianiem wszystkich dodatków do produkcji: guzików, zamków błyskawicznych, nici. I pracowałem na kartach kolorów. Dobierałem kolory guzików, zamków do dzianin i tkanin, z których szyliśmy w naszej firmie ubrania.
A.D.: Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się wtedy nad tym, że możesz nie widzieć?
Ł.B.: Podejrzewam, że tak. Dlaczego? Przez 15 lat mieszkałem w pobliżu ośrodka dla dzieci i młodzieży niewidomej i słabowidzącej w Dąbrowie Górniczej. Często tam chodziłem, bawiłem się z tymi dziećmi. Potem stracił wzrok mój kuzyn. Waldek jest ode mnie starszy o 14 lat. Też pomagałem mu, byłem jego przewodnikiem.
A.D.: Czy kiedy nastał ten półroczny okres, kiedy zacząłeś powoli tracić wzrok, to czy lekarze od razu powiedzieli Ci, że to nieuchronnie prowadzi do ślepoty?
Ł.B.: Nie, nikt mi o tym nie powiedział. Ja sam nie zastanawiałem się nad tym. Ten okres, kiedy traciłem wzrok, to był czas dużych zmian w moim życiu. Problemy ze wzrokiem zaczęły się w sierpniu, a ja na początku listopada zdobyłem nową pracę. Byłem już wtedy z Ola, moją obecną żoną – postanowiliśmy wyprowadzić się od naszych rodziców i zamieszkać razem. Planowanie wspólnego życia odbywało się równolegle z moimi problemami ze wzrokiem. Nie dopuszczałem więc do siebie myśli, że kiedyś mogę nie widzieć, mimo że wszystko na to wskazywało, bo widziałem coraz słabiej. Pamiętam, że nieraz budziłem się w nocy i patrzyłem na czerwoną diodę palącą się w wyłączonym telewizorze. Kiedyś przebudziłem się i tej diody nie zobaczyłem. Wtedy też przyznałem się Oli, że już niczego nie widzę. Wtedy oboje sobie popłakaliśmy.
A.D.: Przecież mogło zdarzyć się tak, że, kiedy straciłeś wzrok, Ola mogła odejść.
Ł.B.: Wiem. Zastanawiałem się nad tym. Rozmawialiśmy o tym z Olą i moja mamą. Mówiliśmy Oli, że jeżeli odejdzie ode mnie, to nie będziemy mieć o to do niej pretensji. Nie można od kogoś wymagać, by brał na siebie ciężar. Nie wiedzieliśmy, jak będzie wyglądała nasza przyszłość. Nie miałbym sumienia skazywać Oli na nieznane.
A.D.: Ola musi Cię bardzo kochać i jest odważna. Nie przestraszyła się tego wyzwania?
Ł.B.: Nie. Ale zdaję sobie sprawę, że było jej ciężko. Wokół siebie miała ludzi, z których jedni wspierali ją, ale drudzy odradzali jej bycie ze mną. Ale – pamiętam – Ola powiedziała, że nie może traktować mnie przedmiotowo, na zasadzie: „Łukasz był fajny, ale coś się w nim zepsuło, więc odchodzę”. Jej decyzja i nasz ślub był dla mnie motywacją do tego, by starać się o to, żeby nasze życie wyglądało jak najbardziej normalnie. Ola nigdy nie musiała żałować tego, że ze mną jest.
A.D.: Kiedy traci się wzrok, to wszystko chyba w życiu się zmienia.
Ł.B.: Pierwsze miesiące były naprawdę bardzo trudne. Na szczęście miałem już kilka lat przepracowane, więc przysługiwała mi renta inwalidzka z ZUS.
A.D.: To są duże pieniądze?
Ł.B.: Mam około 500, 600 złotych z dodatkami, tak że to jest jakieś 800 złotych. Wynajmowaliśmy mieszkanie, zaczynaliśmy nasze wspólne życie, więc musieliśmy dorabiać się wszystkiego. Oczywiście rodzice – w miarę możliwości – pomagali nam.
A.D.: Poznaliśmy się chyba dokładnie wtedy, kiedy braliście ślub. I wtedy po raz pierwszy zaśpiewałeś na festiwalu.
Ł.B.: Nie. Ślub brałem w czerwcu 2006 roku, a myśmy poznali się w czerwcu 2007.
A.D.: Na festiwal przyjechałeś z Olą i dla niej śpiewałeś.
Ł.B.: Pamiętam, śpiewałem piosenkę „My way”, „Moja droga”.
A.D.: Wiesz… Tyle się znamy… Mów mi „Aniu”. Podaj rękę, rękę coś Ci dam (wręcz rozmówcy kamyk).
Ł.B.: Będzie mi bardzo miło, Aniu.
A.D.: Czy pamiętasz, jak wygląda świat. Czy pamiętasz na przykład, jak ja wyglądam?
Ł.B.: Tak. Pamiętam Cię z filmów, z tych lat przed utratą wzroku. I to jest dla mnie zabawne: widziałem Cię przez szklany ekran, a teraz siedzisz blisko mnie i Cię nie widzę (śmiech).
A.D.: A ja mam bardzo dobrze, bo w tych Twoich obrazach jestem młodsza (śmiech).
Ł.B.: To jest najlepsze. W moich oczach już się, Aniu, nie zmienisz, nie zmieni się Ola, moi rodzice – wszyscy ludzie, których kiedyś widziałem.
A.D.: Pamiętam, że przy pierwszym spotkaniu dużo rozmawialiśmy o kolorach. No bo ze ślepym o czym się najlepiej rozmawia? O kolorach.
Ł.B.: No tak.
A.D.: Wtedy jeszcze dokładnie pamiętałeś wszystkie kolory. Pamiętasz je dzisiaj?
Ł.B.: Pamiętam odcienie. Mam to szczęście, że pracowałem z kolorami. Niektóre zapominam, ale Ola też wszystkich odcieni nie pamięta. Jednak dalej pamiętam, jak wygląda khaki, turkusowy, morski, fioletowy, biskupi… Odcieni żółci jest kilkanaście, tak samo czerwieni. Dalej te kolory – nie wszystkie – pamiętam. Potrafię też dobrać kolory, więc, generalnie, ubieram się sam.
A.D.: Jesteś ewenementem. Niektórzy mężczyźni mają w ogóle kłopot z rozróżnianiem kolorów. A czy to się tęskni za obrazem? Chciałbyś widzieć?
Ł.B.: Nie zastanawiam się nad tym, bo to nie ma sensu. Ale gdybym miał szansę odzyskać wzrok za 20-30 lat, to wtedy bym się zastanawiał, czy warto, czy nie... Byłoby to dla mnie szokiem.
A.D.: Umiesz już swobodnie poruszać się w otoczeniu?
Ł.B.: W czasach, kiedy widziałem, zawsze miałem problemy z orientacją. Byłem słabym kierowcą. Traciłem też orientację na przykład na dużych osiedlach. Gdy traci się wzrok, to nie pomaga. Tym bardziej, że nie mam poczucia światła. O ile latem jest łatwiej, bo świeci słońce i czuje się ciepło, o tyle zimą słońca nie ma. Wydaje mi się też, że jeszcze trochę brakuje mi odwagi… Nie, nie wstydzę się chodzić z białą laską, tak, jak niektóre osoby, tylko nie jestem cierpliwy. Uczyłem się orientacji przestrzennej. Ale na przykład drogę na przystanek, którą, widząc, pokonywałem w ciągu siedmiu minut, pokonywałem prawie w godzinę, po drodze obijając się i przewracając. Zniechęciłem się. Ale jeżdżę sam, gdy ktoś mnie podprowadzi na przystanek i wsadzi do autobusu.
A.D.: Widziałam film, w którym pokazano, że można widzieć dźwiękiem, tak, jak nietoperze. Masz już coś takiego?
Ł.B.: To się zaczyna wypracowywać. Bo jeżeli traci się zmysł wzroku, to wyostrza się słuch, dotyk, węch, smak. „Słyszę” duże, płaskie przestrzenie, to znaczy ściany, spadzisty sufit.
A.D.: Odległości też „słyszysz”, to znaczy wiesz, czy jestem daleko czy blisko?
Ł.B.: Tak. Ale czasami mam jeszcze problemy ze zlokalizowaniem jakiegoś głosu. Myślę, że na to potrzeba lat. Znam ludzi, którzy nie widza od urodzenia i, rzeczywiście, potrafią poruszać się bez laski i „słyszą” stojący samochód, schody, krzaki. Pstrykają na przykład palcami i ten dźwięk odbija się od przedmiotów.
A.D.: Powiedziałeś kiedyś, że utrata wzroku otworzyła przed Tobą nowe pole radosnego działania; że gdybyś widział, to nigdy nie robiłbyś tego, co teraz tak bardzo kochasz. Co to jest?
Ł.B.: Muzyka i śpiew. Kiedy straciłem wzrok, nie bardzo wiedziałem, co mam z sobą robić. Kiedy Ola była w pracy, siedziałem po prostu w domu. Zatelefonowałem wtedy do naszego Koła Polskiego Związku Niewidomych. Okazało się, że odbywają się tam zajęcia, założono chór, który nazywał się „Wiara”. Zacząłem uczęszczać na te zajęcia i tak zaczęła się moja przygoda ze śpiewaniem.
A.D.: Dużo śpiewasz?
Ł.B.: Nie codziennie, ale jest sporo koncertów, między innymi dzięki Tobie, dzięki Festiwalowi Zaczarowanej Piosenki. W Dąbrowie śpiewam w klubie „Helikon”. Mam tam zajęcia z zakresu emisji głosu, raz w miesiącu robimy jakieś koncerty tematyczne…
A.D.: Ale wziąłeś też ster w swoje ręce i zorganizowałeś festiwal.
Ł.B.: Wiele osób zachwyciło mnie na przeróżnych festiwalach i chciałem taki festiwal zorganizować także w Dąbrowie Górniczej. Zaproponowałem to dyrektorowi naszego Pałacu Kultury. „Wchodzę w to” – powiedział bez wahania. Zaproponował termin podczas Dni Dąbrowy Górniczej, które odbywają się co roku.
A.D.: Co roku robisz ten koncert?
Ł.B.: W ostatni weekend maja. W tym roku mieliśmy trzecią edycję edycję.
A.D.: Jakie masz marzenia?
Ł.B.: Wiele moich marzeń, takich osobistych, już się spełniło. W zasadzie niezbyt wiele wymagam już od życia.
A.D.: A dziecko?
Ł.B.: Dziecko tak! To jest takie marzenie, które mam nadzieję, że się spełni.
A.D.: Pracujecie?
Ł.B.: Tak, pracujemy nad tym. Ale czasami trzeba trochę dłużej poczekać. Staramy się na razie, żeby to nasze życie toczyło się ciekawie. Moim marzeniem było też, żeby pomagać ludziom, żeby promować twórczość osób niepełnosprawnych. Zorganizowałem przegląd „Dotyk dźwięku”, ale nie chciałbym na tym poprzestać. Wokół niego można jeszcze zrobić mnóstwo wspaniałych inicjatyw. Marzę o założeniu internetowej stacji radiowej, studia nagrań. Chciałbym to wszystko zorganizować, wierzę, że się uda.
A.D.: Niedawno jeszcze pracowałeś. Pracujesz jeszcze?
Ł.B.: Przez jakiś czas pracowałem w Zakładzie Aktywności Zawodowej dla Osób Niepełnosprawnych, ale, niestety, rozwiązano go ze względów finansowych. Natomiast doświadczenie, które tam zdobyłem, z pewnością wykorzystam w przyszłości. W ZAZ-ie zajmowałem się pisaniem projektów.
A.D.: Mówisz o poważnych marzeniach. A takie malutkie? Nie chciałbyś gdzieś pojechać?
Ł.B.: Bardzo bym chciał. Tak się złożyło, że nigdy z moją żoną nie mieliśmy podróży poślubnej. Były wtedy inne ważne sprawy. Teraz jakoś nam się życie już poukładało, więc bardzo chciałbym zabrać Olę w podróż, w jakieś piękne miejsce. Kiedy widziałem, miałem to szczęście, że byłem w Paryżu. Jest to miejsce piękne, romantyczne. Chciałbym tam z Olą pojechać i wiele rzeczy jej pokazać. Byłem tam prawie trzynaście lat temu, ale wiele rzeczy pamiętam.

TVP2, 21 lutego 2011 r, godz. 12.15

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz