Archiwum
Gabriela Koral
16 stycznia 2015 r., powtórka: 8 maja 2015 r.
Anna Dymna: Witam małżeństwo: Gabrysię i Krzysia.
Gabrysia: Dzień dobry.
Krzyś: Dzień dobry.
A.D. Będziemy mówili o różnych trudnych sprawach, więc mówimy sobie „Ty”, dobra?
G: Dobra.
A.D. Kamyczek na szczęście (pochyla się w stronę Gabrysi wręczając kamyczek).
G. Dziękuję.
A.D. Łapiesz, dobrze? (pokazuje gest zaciskania dłoni)
G. Postaram się.
A.D. Krzysiu, proszę bardzo.
K. Dziękuję.
A.D. Trzymajcie, trzymajcie bo to szczęście przynosi.
G. Tak, tak.
A.D. I tak od razu musimy się dowiedzieć co to za choróbsko przykuło cię do tego wózka, jak to się nazywa.
G. Jest to dystrofia obręczowo-kończynowa, potoczna nazwa to zanik mięśni. Jest to choroba ogólnie mięśni, choroba genetyczna.
A.D. Genetyczna…
G. Tak.
A.D. To się dziedziczy?
G. Tak, to się dziedziczy, ale ja jestem jakby pierwszą osobą, która w rodzinie zachorowała. Mam starsze rodzeństwo, dwoje starszego rodzeństwa, oni są zdrowi, ja byłam pierwsza, no a później zachorował też mój młodszy brat.
A.D. Pięć lat młodszy jest Michał, prawda?
G. Tak.
A.D. I teraz tak, powiedz mi, ty jak się urodziłaś to już były jakieś symptomy, że będziesz chora, czy zdrowa się urodziłaś?
G. Nie, nie, nie, ja urodziłam się zupełnie zdrowym dzieckiem, miałam zdrowe jakby dzieciństwo, nie miałam żadnych problemów, biegałam, robiłam to wszystko, co zdrowe dziecko robi. Później dopiero przy okresie dojrzewania, zaczęły się problemy, zaczęły się problemy od takiego ogólnego osłabienia organizmu. Zaczęłam mieć problemy z bieganiem, zaczęłam mieć problemy później już z chodzeniem, no a później już stopniowo to po prostu postępowało.
A.D. Yhym. A w ogóle charakter miałaś jaki? Byłaś strasznie zadziorna, nie? Bo wy jesteście takie półgórole?
G. No tak, no… mama zawsze mi opowiadała, ze jak byłam mała, to ja wszystkie zwierzęta po prostu…kotami rzucałam, kaczki dusiłam… taka byłam bardzo… bardzo rezolutnym, wesołym dzieckiem.
A.D. Grałaś na skrzypcach?
G. Tak, tak grałam na skrzypcach. Dziadek mnie uczył, chodziłam trochę do szkoły muzycznej, no ale później niestety jak choroba zaczęła postępować,
w późniejszych latach szkoły podstawowej, niestety trzeba było odłożyć instrument na bok i zrezygnować.
A.D. Choroba powolutku ci coś zabierała, co ci pierwsze zabrała?
G. Ogólnie, moje życie.. miałam, otaczałam się wspaniałymi ludźmi: miałam wspaniałych znajomych, którzy nigdy nie dali mi do zrozumienia, że jestem jakaś gorsza. Więc ja dalej spotykałam się z ludźmi i chodziliśmy na dyskoteki… później poznałam Krzyśka, więc… i zaczął się kolejny inny ważny etap w moim życiu, więc… No skrzypce to były takie pierwsze powiedzmy coś, z czego musiałam zrezygnować.
A.D. A kiedy ty zostałaś zdiagnozowana i usłyszałaś co to jest za choroba?
G. Zdiagnozowana zostałam w 98 roku, jak miałam 14 lat. Zostałam zdiagnozowana w Prokocimiu, w Krakowie. Ja wtedy nie zdawałam sobie zupełnie z tego sprawy, co to za choroba, tym bardziej że okazało się, że to jest, jest to najrzadszy rodzaj dystrofii, o którym bardzo mało już… jeszcze wtedy było wiadomo.
A.D. Czy ktoś wam tłumaczył, czy powiedział ci ktoś co cię czeka, że to jest postępująca choroba, że będzie coraz gorzej, czy nie?
G. Tak, tak. To znaczy od samego początku lekarze mówili, że jest to postępujący właśnie zanik, i… i że będzie gorzej, ale jakby… nie skupialiśmy się na tym. To znaczy ja się nie skupiałam, przypuszczam, że dla moich rodziców to był bardzo duży cios i… widziałam że bardzo dużo ich to jakby kosztuje. Ale… chyba przez to jaki ja właśnie mam charakter, wydaje mi się, że też łatwiej było im pewne rzeczy doświadczać. Dobrze, trafiło akurat na nią, dobrze, że trafiło na nią, a nie na kogoś innego, bo… bo ona jest akurat taka, że… że sobie poradzi.
A.D. Ale skąd masz taka siłę, nie płakałaś nigdy przez to, że nagle nie możesz biec, nie możesz tańczyć, nie… nie możesz grać?
G. Płakałam, oczywiście że płakałam, oczywiście że się buntowałam, ale… jakby nie skupiłam się na tym, bo… Powiem tak: teraz z perspektywy już żony, matki, widzę że to są… tak, były tak błahe problemy i tak błahe sprawy, że… ja dopiero teraz widzę, że tak naprawdę jeszcze chyba to najgorsze niestety przede mną. To znaczy… przede wszystkim jako matka widzę właśnie co moja choroba teraz mi odbiera.
A.D. O kulach chodziłaś?
G. Yhym, do okresu studiów chodziłam o kulach, tak.
A.D. I na wózek się przesiadłaś kiedy?
G. Na wózek się przesiadłam po urodzeniu Filipa.
A.D. O, aha.
G. Żeby po prostu szybciej się poruszać, i też żeby być bezpieczniejsza, bo ja po domu…
A.D. Chodzisz jeszcze…
G. Tak, chodzę, chodzę z pomocą, ale po prostu wózek daje mi takie bezpieczeństwo. Ja po prostu siadam sobie na wózek i idę sobie wtedy gdzie chcę, robię co chce, także… daje mi też właśnie taką samodzielność, większą samodzielność niż jeżeli miałabym chodzić.
A.D. Wy mieszkacie w takiej pięknej malej miejscowości, byłam tam u was, jest w ogóle pięknie. No ale… w takiej malej miejscowości wszyscy się znają i nagle tutaj, w takiej rodzinie…
G. Tak.
A.D. Twój tato jest organistą?
G. Tak.
A.D. No właśnie.
G. Tak, jest organistą…
A.D. Jak ludzie to traktowali? No idzie nagle, kuleje, potem o kulach, potem na wózku…
G. No z tym było ciężko… to znaczy póki jeszcze chodziłam normalnie powiedzmy, to jeszcze nie było takich widocznych symptomów, nie było jakby jeszcze tematu do… do plotek. Później jak wiadomo no, nastolatka, już zaczęłam inaczej chodzić, zaczął się ten kaczy, charakterystyczny dla choroby chód, pojawił się chłopak obok mnie, no to już zaczęły się właśnie tematy: jak to, no jak ona może, a on w ogóle, co on sobie myśli, jak może być z chorą osobą, i... i że właśnie tematy niestety typu, że to jest na pewno kara dla rodziców…
A.D. Za grzechy…
G. Tak, za grzechy… i ciężkie, i tak dalej… ale też taka… widziałam taką ciekawość w ludziach, tak? Ludzie po prostu, nie to, że to popatrzyli się
i odwrócili wzrok, tylko właśnie patrzyli do końca: jak idę, czy się wywrócę, czy się nie wywrócę, jak siadam… obserwowali każdy mój ruch. Może ja też byłam na tym punkcie przewrażliwiona, przypuszczam, że też. Ale… jednak widziało się takie, takie właśnie, takie zainteresowanie, ale nie takie z takiej życzliwości, tylko z takiej właśnie sensacji.
A.D. No to Krzysiu teraz ciebie włączamy do opowieści. Kiedy ty się pojawiłeś, wy się… bo wyście się znali bardzo długo, nie? Od dzieciństwa?
K. Ze szkoły.
A.D. Ze szkoły?
K. Ze szkoły znaliśmy się i… Ale wszystko zaczęło się od zespołu, naszego religijnego „The Angelis”.
A.D. I?
K. I tam się poznaliśmy, tam coś zaiskrzyło.
A.D. To znaczy jak: znaliście się z podstawówki, ale jakby w ogóle nie zwracałaś na niego uwagi?
G. Nie, w ogóle, bo ja byłam taka ważna strasznie.
K. No, córka organisty.
A.D. I co, i potem szukałeś wokalistki, tak?
K. Tak, szukaliśmy wokalistki, no i wiedzieliśmy, że jest Gabryśka, która gra na skrzypcach przy okazji, jeszcze wtedy by mogła grać, no i… i dobrze śpiewa. Na pierwszy wokal, więc to… poprosiliśmy ją, czy mogłaby przyjść na próbę
i spróbować, no i tak zostało, i jakiś czas graliśmy, a co się między nami działo później, no to już…
A.D. No to ja nie będę w to wnikać, w każdym razie…(śmieje się)
K. No, zaiskrzyło.
A.D. No w każdym razie był…no ale powiedzmy, ty masz rodziców, siostrę, jak oni reagowali na to?
K. Jak reagowali? Bali się. Bali się, no przecież każdy rodzic chce dla swojego syna, córki mieć tą drugą polówkę, żeby każdy był zdrowy. A tu.. były problemy, ale to wszystko można zamknąć w jednej wielkiej kuli strachu: co będzie później, czy, czy będę… wiedzieli mniej więcej co Gabryśkę może później czekać, mniej więcej, ale co jeszcze może mnie czekać… w sensie no… no wózek inwalidzki żony.
A.D. No tak…
K. Cały czas pomoc, pomoc, można rzec 24 na dobę, na dobę.
A.D. Bali się, że nie poradzisz sobie, tak?
K. Tak, tak. Dzisiaj już jest całkowicie inaczej, znają… znają Gabryśkę, pojawił się Filip.
A.D. Czy zajście w ciąże wyście konsultowali z lekarzem, pytaliście się, czy to, czy…
G. Nie.
A.D. Nie…
G. Nie, to znaczy nie konsultowaliśmy bo… o mojej chorobie nikt… to znaczy, mało jest informacji ogólnie. Niestety u nas tam w okolicach nie ma też lekarzy, którzy by mieli wiedzę na ten temat i…i wszyscy zawsze mówili: no, no można spróbować, jest to oczywiście ryzyko i tak dalej, i tak dalej. Ale… mi się też wydaje, że ja ogólnie zniosłam dobrze ciążę, bo ja się w ciąży czułam bardzo dobrze, chodziłam że tak powiem do ostatnich miesięcy, nie było żadnych problemów. Właśnie chyba też dlatego, że jakby nie analizowałam tego bardzo, ja nie zastanawiałam się nad tym, co będzie… i już jestem w ciąży, i już trzeba jakby sobie z tą sytuacją poradzić i mieć nadzieję, że po prostu będzie dobrze. A… a, a wierzyłam, że no jeśli Pan Bóg pozwoli mi zajść w ciążę, to że… no nic się złego po prostu nie wydarzy.
A.D. I Filip jest zdrowy na razie?
G. Tak, Filip jest zdrowy, Filip jest fantastyczny.
A.D. Ah, Boże, ale powiedz mi… bo powiedziałaś coś przed chwilą takiego, że ten wózek zabiera dziecku dużo.
G. Tak.
A.D. Co to znaczy?
G. No ostatnio taka właśnie była sytuacja, która mi właśnie uświadomiła,
że o, zaczyna się. Zaczyna, zaczyna się izolacja, właśnie mnie od mojego dziecka
i od… od jego świata, od jego potrzeb. Bo… po prostu wybrał się kiedyś z ciocią
i z kuzynką tam gdzieś na wycieczkę i… i przyjechał po tej wycieczce, ja zostałam w domu. No i przyjechał, i mówi: „Bo wiesz mamo, było mi bardzo smutno”. Mówię: „Dlaczego? Ale co się stało?”. – „No bo wiesz…Amelka miała swoją mamę, Kinga miała swoja mamę, a mojej mamy ze mną nie było”. No ja po prostu wtedy… no ciężko mi było po prostu opanować łzy, i wtedy sobie właśnie pomyślałam: „Boże, ja muszę teraz w tym momencie robić wszystko, żeby on, w jak najmniejszym stopniu odczuł to, że ja jestem na wózku. Problemem nie jest tylko, jakby brak mojej obecności, i przy takich sprawach… bo ja chcę właśnie, żeby on z innymi członkami rodziny był, spędzał czas, prawda, nie tylko o to chodzi, żeby był z nami. Ale problemem są właśnie bariery architektoniczne w przedszkolach, w ośrodkach zdrowia, we wszystkich takich instytucjach, w których, które, do których trzeba uczęszczać po prostu żyjąc normalnie, prowadząc normalne, normalne życie.
A.D. A to prawda, że trzy lata nie mogłaś z dzieckiem iść do lekarza, bo
w ośrodku nie można było wjechać na wózku, tak?
G. Tak, tak. Mój Krzysiek chodził z Filipem na wszystkie badania, na wszystkie szczepienia. No… no to było okropne, bo ja po prostu, przed każdą wizytą robiłam mu wykład. I nawet spisywałam pewne rzeczy, jeszcze o tym powiedz, powiedz o tym, że tak zareagował, bo ja byłam z nim półtora roku od urodzenia, 24 godziny na dobę. Wiec ja go miałam idealną okazję do tego, żeby go zaobserwować i zauważyć wszystko, więc no tutaj wiadomo… czasem pewne rzeczy mogą umknąć i lekarz też pewnych rzeczy nie wyłapie, no bo… no bo taty nie ma tyle z nim, co jest mama. Także no, to jest problemem i…i właśnie teraz sobie uświadomiłam, że no muszę… muszę robić wszystko, żeby on w jak najmniejszym stopniu odczuł to. Ostatnio byliśmy w jego nowym przedszkolu. Dzięki Bogu mamy właśnie nowy budynek, który jest wreszcie dostosowany. Jest platforma, która wywozi po prostu osoby niepełnosprawne na górę. No i ja byłam pierwszą osobą, oczywiście, która użyła tego urządzenia.
A.D. Ty pracujesz normalnie, prawda?
G. Tak, tak.
A.D. Gdzie dostałaś, bo ty skończyłaś jakieś studia?
G. Ja skończyłam zarzadzanie na Wyższej Szkole Biznesu w Nowym Sączu.
A.D. A czy to były twoje studia, twoich marzeń, czy o czymś innym marzyłaś?
G. No, nie (śmieje się). Ja marzyłam o filologii angielskiej, ale niestety jedyna uczelnia, która w Nowym Sączu oferowała taki kierunek, była totalnie niedostosowana. I postanowiłam zdawać do… do WSB, bo… bo w WSB była dostosowana, było wszystko na poziomie. Więc to był kolejny raz, gdzie jakby choroba zdecydowała o tym, w którym kierunku mam podążać. Bo liceum też wybrałam na podstawie ilości schodów, więc… ale nie narzekam, nie żałuję, bardzo się z tego cieszę, że tak… tak to wszystko się wydarzyło.
A.D. Powiedziałaś mi coś takiego, że upokarza cię to na przykład, że szpitale nie są dostosowane, że idziesz do ginekologa- nie ma fotela dla ciebie. To prawda, tak jest?
G. No, niestety. I to uważam jest po prostu bardzo upokarzające. To powinny być właśnie takie miejsca, gdzie się człowiek czuje komfortowo, a, no niestety tak, tak nie jest, no... ja kiedyś byłam u ginekologa właśnie z… muszę chodzić
z moim mężem. Bo, no niestety, no niestety jest jak jest. I… no i to jest właśnie, właśnie problem, że jakby nie dostrzega się, nie dostrzega się tego problemu. Ja nie wiem, czy nie ma niepełnosprawnych kobiet? Bo wydaje mi się, że chyba są.
I nie wydaje mi się, żebym ja była jedna. Ja jestem jedna może w Podegrodziu, że tak powiem, dziewczyna na wózku. Ale, ale są kobiety, które prowadzą tak samo normalne życie jak ja, mają rodziny, pracują, są aktywne i… i mają takie same problemy jak zdrowe kobiety, więc… nie rozumiem tego, dlaczego nie jest to jakby rozwiązane i jest, jest w tym problem.
A.D. Denerwujesz się strasznie, jak masz takie różne przeszkody?
K. Pewnie. Każdy krawężnik, każde 10 cm to już jest kupa złości nieraz. Nawet za samo zaparkowanie gdziekolwiek… to że jest plakietka dla osób niepełnosprawnych, że można gdzie blisko jakiegoś budynku zaparkować to nic nie znaczy, bo dopóki się nie w Polsce… w Polsce, między innymi w Polsce, mentalność nie zmieni, to że osoby całkowicie zdrowe parkują na takich miejscach. Przepisy są, ale… nierespektowane.
A.D. No ale taki jakiś spokojny jesteś, czy ty zmęczony dzisiaj jesteś, bo grałeś
w nocy, tak?
K. Tak, tak dwa dni aż… dwie noce.
A.D. Ale…
K. Nauczyłem się szybko spać, więc…
A.D. Dziecko chodzi normalnie do przedszkola, prawda, czyli wy pracujecie normalnie. Ty Krzysiu też pracujesz gdzieś?
K. Tak.
A.D. Gdzie pracujesz?
K. Też w Podegrodziu.
A.D. W Podegrodziu…
G. Oboje pracujemy w Podegrodziu, także ułożyło nam się idealnie.
K. Dzięki Bogu…
G. Mamy półtora, półtora minuty mamy do pracy.
A.D. Ty jesteś tak uśmiechnięta cały czas, taka szczęśliwa. Wiesz, ja znam piękne laski zgrabne, zdrowe, które są cały czas złe i na coś narzekają,
a przecież ty po pierwsze nie wiesz co cię czeka, nie?
G. No nie wiem.
A.D. Myślisz o tym czy nie, czasem?
G. Myślę, myślę. Teraz coraz więcej właśnie jak… jak już się ma dziecko to zupełnie inaczej człowiek postrzega pewne rzeczy i… i ja też coraz częściej się zaczęłam… się nad tym zastanawiać właśnie, co będzie, dosłownie ile pożyję, ile jeszcze będę aktywna, ile będę mogła z Filipem, że tak powiem, tak jakoś razem… razem żyć, razem się bawić i…i,i,i… no myślę o… no bo jest coraz gorzej no, choroba niestety postępuje i… i na szczęście postępuje powoli. Ale ja… dziecko rośnie, dziecko… dziecku się zmieniają potrzeby, będzie coraz bardziej aktywny, będzie coraz bardziej wychodził na zewnątrz, i ja zawsze powtarzam to nawet Krzyśkowi, że ja nie mogę być cały czas ta zła, która po prostu wymaga od niego, tylko ja też muszę być taka mama, która sobie wypracuje z nim relację. Że jak, powiedzmy, za 15 lat, ja będę leżała, to on, że będzie miał ochotę do mnie przyjść, dać mi buziaka, powiedzieć mu jak mu minął dzień, czy zadzwonić do mnie, czy… no chciałabym mieć z nim naprawdę bardzo dobry kontakt i...i dlatego staram się dużo go przytulać, dużo całować. On ogólnie jest taki fajny właśnie, przytulny…
A.D. Przytulny (śmieje się).
G. Po tacie ma to.
A.D. To o Krzysia też dbasz co?
G. Staram się, staram się chociaż… nie jestem łatwym partnerem.
A.D. No ale z takim wdziękiem to robisz, że… (śmiech) a, ale Krzysiu ty nigdy tak nie, w sensie: „Boże święty, nie dam rady”, masz takie momenty?
K. No skłamałbym, jakbym powiedział że nie mam takich problemów. Są takie problemy, ale… wiedziałem, powiedzmy że wiedziałem na co się pisze, jeżeli to można w wielkim takim nawiasie dać, ale, ale ja… jakoś tak za bardzo mi to nie przeszkadza. Oczywiście widzę moich kolegów z zespołu, czy ogólnie takich kolegów, koleżanki, które ze swoimi mężami, partnerami ogólnie wybierają się na różne imprezy, przyjęcia, zabawy, cokolwiek… jakoś… nie przeszkadza mi to tak naprawdę, że my tak, aż tak bardzo często nie chodzimy…
A.D. No, ale chodzicie czasem, nie?
K. Tak.
G. Czasem tak.
K. Tak.
G. To znaczy Krzysiek na szczęście nie lubi tańczyć, więc nie ma dużego… dużych wyrzutów, bo dużo go nie omija. Wolimy na pewno bardziej takie domowe spotkania ze znajomymi i… i oboje raczej w takim kameralnym towarzystwie wolimy imprezy, niż jakieś takie wielkie wydarzenia.
K. A nawet jak się gdzieś wybieram na jakąś dużą zabawę, imprezę, nawet wesele, to znów wychodzi to samo uczulenie, nawet na samą ubikację dla osób niepełnosprawnych. Znów to nie jest to. Znów tam jest jakiś magazynek przerobiony, więc…
G. Mopy pań sprzątaczek, ja oczywiście nie chcę tutaj tak jakoś bardzo negatywnie się wypowiadać, bo to się wszystko na szczęście zmienia.
A.D. Powolutku.
G. Tak. Tylko ważna jest też rola osób niepełnosprawnych, żeby jakby zgłaszać swoje problemy i artykułować je i być odważnym, żeby zwrócić komuś uwagę,
a nie zamykać się w sobie i „Przepraszam, że żyję, po prostu już tu więcej nie przyjdę, zostanę w domu” i tak dalej. Bo… bo my jesteśmy tacy, tacy jak inni, no… nie ma „my”, „wy”, tylko jesteśmy „My”, wszyscy ludzie po prostu, a to, że, że ja mam wózek i czasem nawet szybciej się poruszam po sklepie niż mój mąż, no to jest po prostu taki dodatek do mnie… no moje cztery kółka, po prostu.
A.D. I to jest właśnie najważniejsze, nie, że wy jesteście normalni ludzie. Ach,
a jakie marzenia macie? Jak sobie tak siedzicie razem? Marzycie czasem?
G. No ja niezbyt często, ale… marzę… chciałabym, chciałabym po prostu jak najdłużej być zdrowa. Chciałabym jak najdłużej być dla Filipa i dla Krzyśka.
A.D. A czy szukałaś gdzieś, czy dowiadywałaś się, czy są jakieś badania nad tą chorobą, czy…
G. Tak, szukałam w internecie. Są badania, są testy genetyczne, ale już dla osób chorych, które definiują rodzaj konkretny zaniku mięśni. Nie ma na ten zanik mięśni, na który ja cierpię, nie ma jeszcze testów genetycznych, więc ja na przykład nie mogę zbadać, czy Filip będzie chory. To się dopiero okaże przy okresie dojrzewania. Chociaż, tak jak byliśmy w poradni genetycznej, to… to genetycy twierdzili, że „No jest naprawdę bardzo małe prawdopodobieństwo, żeby był chory. Bo to Krzysiek też musiał być nosicielem tego genu, żeby one się spotkały, zmutowały, i wtedy Filip byłby chory.
A.D. Jak byłam u was w domu.. tam jest tak jakoś, ja nie wiem…to jest zdumiewające. Jak przyjechałam do was do domu, to była mama i zobaczyłam dwa wózki. Aż się zdziwiłam, bo Michaś na wózku, ty na wózku, a mimo wszystko… u was jest jakoś tak radośnie.
G. Dzięki rodzicom też.
A.D. Dzięki rodzicom…
G. Na pewno. Ja na przykład nie poradziłabym sobie bez mamy z Filipem… bo… No Filip się urodził i ja nie mogłam przy nim, nie byłam w stanie zrobić nic. Krzysiek wtedy też był w domu, no ale to jednak mama też bardzo dużo nam pomagała, także… no… no na pewno mamy naprawdę wspaniałych rodziców
i za to im się należą naprawdę wielkie podziękowania za to, jacy my też jesteśmy, bo… bo my z Michałem też jesteśmy tacy, jacy jesteśmy przez naszych rodziców.
A.D. Bo Michał też jest samym, po prostu, urokiem. Takiego masz braciszka. Bo on śpiewał u nas na Festiwalu Zaczarowanej Piosenki…
G. Tak…
A.D. …wjechał na scenę, zaśpiewał z Turnauem i cały rynek się uśmiechnął. Po prostu coś niezwykłego, co wy macie w sobie takie słońce. Ale jak byłam
w domu i właśnie się patrzyłam jak mama chochlą mieszała w rosole, to ona ma taką siłę spokoju jakaś dziwną. Ona tak jakoś umie smakować to życie, i to chyba ona cię tak zaraziła.
G. Tak, jest taką, po prostu taką strażniczką domowego ogniska. Ona bardzo pilnuje, żebyśmy byli wszyscy ze sobą, żebyśmy rozmawiali, żebyśmy nie tracili kontaktu. Bo można mieszkać w domu, ale może iść każdy jakby w swoją stronę i tak dalej. A… znaczy moja mama jest ogólnie ciepłą osobą, taką bardzo… przypuszczam, że jak poznałyście się to, to na pewno było to widać, że jest to taka osoba, no, którą od razu można polubić, od razu kontakt jest taki bardzo szybki, bardzo fajny, także… no ja, wydaje mi się, że Pan Bóg po prostu wiedział co robił. Wiedział komu dał, i nie chce żeby to zabrzmiało w żaden taki zarozumiały sposób, ale… ale dobrze, że to my i Michał… jesteśmy chorzy. Po prostu.
A.D. Wiesz co, mówisz strasznie skomplikowane rzeczy, które mnie całkowicie przerastają. Ale jak rozmawiam tutaj z wami, to sobie myślę, jakie ja mam szczęście, że ja tego mogę słuchać. Bo nagle… ty mi w ogóle mówisz, co jest
w życiu najważniejsze... nagle. Nie? No i jesteś szczęściara. Przepraszam cię bardzo (śmiech). Jesteś szczęściara, bo masz Krzysia.
G. Tak.
A.D. To kochani, to ja wam życzę, żebyście się kochali. Oczywiście super by było, gdyby się lekarstwo znalazło na te choróbsko. Czy ty się rehabilitujesz?
G. Tak (patrzy na Krzysia, wybucha śmiechem).
A.D. Tak? Co to znaczy „tak”?
G. Nie no rehabilituję się oczywiście, można by byłoby więcej, mocniej i tak dalej, bo... bo jest to jakby jedyny sposób na przedłużenie zdrowia. No ale czasem to musi zejść na drugi plan, a… a coś innego trzeba jakby zorganizować
i tak dalej. Ale… (patrzy znacząco na Krzysia)
K. Postaramy się.
G. Tak.
A.D. To się starajcie, bardzo was proszę. Trzymam was za słowo, bo ja na ten rosół jeszcze tam przyjadę do mamy, powiedz mamie.
G. Zapraszamy, zapraszamy bardzo serdecznie.
A.D. Bardzo dziękuję wam za to, żeście przyjechali… i że dzięki wam widzę jakie piękne życie jest. Jeszcze wyraźniej!
G. Dziękujemy bardzo za zaproszenie.