Archiwum

Elżbieta i Andrzej Burghardt - transplantacja nerki

8 września 2008 r.

Po wakacyjnej przerwie Anna Dymna powróciła do jednego z najistotniejszych społecznie tematów: przeszczepów, a konkretnie – przeszczepów rodzinnych (w USA – w ogólnej liczbie tego rodzaju operacji – 50 procent stanowią przeszczepy rodzinne). W naszym kraju, jak wykazują statystyki, wciąż niewiele wiadomo na ten temat. Brak wiedzy stanowi najistotniejszy problem. Tymczasem ta metoda ratowania ludzkiego życia w 99 procentach gwarantuje powodzenie.
Gośćmi pierwszego wrześniowego programu z cyklu „Anna Dymna – Spotkajmy się” byli Elżbieta i Andrzej Burghardt, matka i syn. Matka, która oddała synowi własną nerkę. Oboje pojawili się na wizji uśmiechnięci. Zapewnili aktorkę, że po przeszczepie czują się świetnie.

W wieku 21 lat pan Andrzej zachorował na nieuleczalne reumatoidalne zapalenie stawów. Konsekwencją była zła praca nerek. W ciągu dwóch pierwszych lat poddawania się dializie stan zdrowia i samopoczucie mężczyzny znacznie się jednak poprawiły. Zaczął funkcjonować normalnie. Jak przyznał, wpadł w rytm, przywykł do zabiegów.
Niemal od początku dializowania wiedział, że musi mieć przeszczepioną nerkę. Przez trzy lata zwlekał jednak z decyzją o poddaniu się operacji. Nie przeprowadził nawet badań, które by go do niej kwalifikowały. Miał nadzieję, że jego nerki same wrócą do dobrej formy. Zresztą w tamtym czasie czuł się na tyle dobrze, że nie widział nawet potrzeby zastanawiania się nad przeszczepem. „Dzisiaj wiem, że to był błąd. Takiej operacji powinienem poddać się już po pierwszym roku dializowania” – wyznał Annie Dymnej. Zaznaczył przy tym, że nigdy nie zadawał sobie pytania, dlaczego zachorował, w najmniejszym stopniu nie buntował się. Może dlatego, że pomagała mu żona i dzieci. „Myślę, że wszystko w moim życiu ułożyło się dobrze. Jest dla kogo pracować i żyć” – opowiadał.
Przeszczep okazał się jednak konieczny. Z czasem pan Andrzej zaczął gwałtownie tracić kondycję. Chudł niemal w oczach. W krótkim czasie z siedemdziesięciu czterech kilogramów stracił szesnaście. „Dwukrotnie znajdowałem się w gronie pacjentów rezerwowych – mówił. – Wybrano jednak osoby, które były «bliżej» nerki. Ostatecznie podjęto decyzję, że będę miał przeszczep rodzinny”.Pani Elżbieta od początku chciała oddać synowi nerkę. Ten nie chciał jednak przyjąć takiego daru. Bał się, że jego matka może mieć kłopoty ze zdrowiem. Wahał się długo. Szalę przechyliła informacja, że stan jego zdrowia raptownie się pogarsza. Operacja została przeprowadzona blisko siedem lat temu. Nowa nerka pana Andrzeja funkcjonuje bez zastrzeżeń. Działa tak od pierwszej chwili po przeszczepie. „Po oddaniu synowi nerki, absolutnie w moim życiu nic nie zmieniło się – zapewniła pani Elżbieta. – Nie odczuwam najmniejszych dolegliwości”.
„Na początku moja nowa nerka funkcjonowała aż za dobrze – śmiał się pan Andrzej. – «Szalała» na tyle, że w ciągu doby oddawałem trzynaście litrów moczu. Nieustannie podawano mi kroplówki. Z czasem wszystko uspokoiło się, wróciłem do normalnego życia. Oczywiście wolałbym mieć dobre zdrowie. Jednak kto wie, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie chorował. Może byłbym mniej szczęśliwy? Mimo wszystko z nikim bym się na życia nie zamienił. Nie mam na co narzekać. Choroba nauczyła mnie pokory i doceniania każdego dnia” – podsumował.

TVP2, 8 września 2008 r., godz. 12.55

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz