Archiwum

Karolina Badura, Wacława Zuzla, Janina Drzazga - alergia, narkolepsja, choroba tarczycy

15 grudnia 2008 r.

Kiedy Karolina Badura opowiadała Annie Dymnej o swojej chorobie, miała w oczach łzy. W czasie, gdy chodziła do szkoły i niespodziewanie zasypiała podczas lekcji, nauczyciele nierzadko oskarżali ją o niehigieniczny tryb życia albo lenistwo. Te niesprawiedliwe posądzenia ogromnie bolały panią Karolinę. Ich wspomnienie boli ją do dzisiaj.

Początkowo nawet lekarze nie potrafili jednoznacznie określić, na co cierpi pani Karolina. Przeprowadzali badanie pod kątem cukrzycy albo bezdechu, lecz wszystko u 13-letniej dziewczynki wydawało się być w porządku. Problem wydawał się nie do rozwiązania, a kondycja nastolatki była coraz gorsza. Zasypiała nawet kilkanaście razy w ciągu dnia. Zdiagnozowano ją dopiero po czterech latach od pierwszej wizyty u lekarza. Fakt ten zmienił jednak niewiele. Wówczas w Polsce nie było leków dla osób cierpiących na narkolepsję. Dzisiaj pani Karolina jest studentką ceramiki na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Łatwo życia nie ma, bo choroba jest uciążliwa i zawęża funkcjonowanie w codzienności. Trudno na przykład pogodzić intensywny tok studiów z potrzebą odbywania drzemek w ciągu dnia. Leki pomagają, ale poczucia senności całkowicie nie niwelują. Najdramatyczniejszy moment, które wspomina dzisiaj pani Karolina, to jej pisemna matura. Usnęła na niej tuż po przeczytaniu tematów.

– Po skończeniu studiów, chciałabym mieć własną pracownię ceramiczną – opowiadała Annie Dymnej pani Karolina. – To pozwoliłoby mi swobodnie dysponować swoim czasem. A na środku tej pracowni stałoby wielkie… łóżko.

Marzeń pani Karolina ma wiele. Chciałaby założyć rodzinę, mieć dużo dzieci. Na razie zmaga się z rzeczywistością. Chociażby z kosztem leków – ok. 3000 złotych miesięcznie. Narodowy Fundusz Zdrowia ich nie refunduje.

Drugi z gości odcinka programu „Anna Dymna – Spotkajmy się”, pani Wacława Zuzla przez całe życie wspiera chore dzieci. W 1949 roku ukończyła liceum pedagogiczne. Pracowała w sanatorium. Następnie przeniosła się do Krakowa. Podjęła pracę w ośrodku dla dzieci niesłyszących. Niosąc pomoc innym, sama jednak również przez całe życie zmaga się z chorobą – alergią.

Jako dziecko pani Wacława mieszkała 72 kilometry za Lwowem, na terenie o bardzo dobrym klimacie. Dolegliwości alergiczne wydawały się wtedy czymś naturalnym. Kłopoty rozpoczęły się w 1946 roku, po przyjeździe do Krakowa. Pierwsze zmiany skórne pojawiły się u pani Wacławy kilka lat potem. Po raz pierwszy przeleżała w szpitalu trzy tygodnie, w latach 60.
Poinformowano ją wówczas, że dolegliwość spowodowana jest brakiem witamin. Zalecono jedynie dietę. Przez długie lata pani Wacława uczyła się żyć ze swoją chorobą. Robiła to sama, bo medycyna wobec takich schorzeń długo była bezradna. Dzisiaj zdarza się jednak, że pani Wacława cierpi ogromnie: puchnie, pęka jej skóra na palcach i stopach. Wszystko to sprawia, że nie może normalnie funkcjonować.

– Muszę walczyć i umieć z tym żyć – mówiła Annie Dymnej. – Ułatwieniem jest fakt, że w domu nie mam już małych dzieci. Córki i wnuki też są alergikami. A przede wszystkim liczy się to, że mój mąż dużo pomoże.

Pani Wacława przyznała, że obecnie alergia jest już chorobą społeczną. Coraz trudniej żyć w świecie, w którym środki chemiczne są wszechobecne. Ta tendencja wydaje się przybierać na sile. Dlatego nigdy nie wiadomo, czy alergikiem nie stanie się osoba, która dzisiaj cieszy się pełnią zdrowia.

Pani Janina Drzazga jest szczęśliwą matką dorosłych synów, szczęśliwą babcią sześciorga wnuków. Przez całe życie była zdrową osobą. Problemy z tarczycą pojawiły się w pięćdziesiątym roku jej życia.

– Zaczęło się niewinnie, od zapalenia oka – opowiadała w programie pani Janina. – Okulista przepisał mi krople. Z czasem pojawiły się bóle kręgosłupa. Dopiero wtedy ortopeda stwierdził, że mam chorą tarczycę. W 2003 roku całe święta Bożego Narodzenia spędziłam w szpitalu na endokrynologii. Widziałam podwójnie, potrójnie. Operacja oczu, odbarczanie, wywołała komplikacje. Dostałam zapalenie rogówki, które uszkodziło lewe oko. To straszne dla kobiety, gdy dostrzega tak wyraźne zmiany na swojej twarzy. Przetrwałam tylko dzięki rodzinie”.

TVP2, 15 grudnia 2008 r., godz. 13.05

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz