Archiwum

Paweł Frost - artrogrypoza

15 czerwca 2009 r.

  • Fot. Marek Kowalski

Paweł Frost: Miałem tam jakieś relacje z kobietami, ale w pewnym momencie się kończyły, w chwili, gdy powstawało z tego coś poważniejszego. I to w takich sytuacjach, gdy tym kobietom zależało na mnie. One to przerywały, one robiły sobie krzywdę.

Zapis telewizyjnej rozmowy z 40-letnim Pawłem Frostem, który choruje na artrogrypozę

Anna Dymna: Panie Pawle, czy mogę Panu zaproponować bruderszaft?
Paweł Frost: Oczywiście, nie ma sprawy. Ale bez całowania się nie obejdzie (śmiech).
A.D.: Do tego stopnia (śmiech)? A dasz radę to wziąć (wręcza rozmówcyk kamyk)? To jest nasz bruderszaft. Miło mi, Ania.
P.F: Mnie także miło, Paweł.
A.D: Widać, że jesteś jakiś inny. Co to jest za choroba?
P.F.: Inny (śmiech)? Protestuję.
A.D.: No może nie inny, ale inaczej wyglądasz…
P.F.: Moja choroba nazywa się artrogrypoza.
A.D.: Z tym się człowiek rodzi?
P.F.: Ja akurat tak.
A.D.: A wiesz, jakiego pochodzenia jest to choroba?
P.F.: Nie bardzo. To jest taka choroba, o której za dużo nie wiadomo. Próbowałem coś znaleźć na jej temat w Internecie, ale niewiele było tam informacji.
A.D.: Twoja mam jest zdrowa?
P.F.: Tak.
A.D.: Przeczytałam na przykład, że, jak kobieta ma miastenię, to dziecko może mieć artrogrypozę. I to jest choroba, która polega na przykurczach i na sztywnieniu stawów. Tak?
P.F.: Zgadza się.
A.D.: Kiedy się urodziłeś, to już inaczej wyglądałeś?
P.F.: Tak. To było widoczne od początku.
A.D.: Co lekarze powiedzieli?
P.F.: Próbowano coś tam ze mną zrobić, gdzieś tam na początku były jakieś operacje, ale to nie za bardzo się udało. W zasadzie usztywniono mnie jeszcze bardziej. Mogłoby się bez tego obejść, szczerze mówiąc.
A.D.: A to boli?
P.F.: Nie.
A.D.: Potrafisz coś zrobić samodzielnie?
P.F.: Tak. Posługuję się komputerem, czasami coś tam piszę…
A.D.: I nie chodziłeś nigdy?
P.F.: Nie.
A.D.: A taki jesteś uśmiechnięty.
P.F.: Nie mam jakichś specjalnych problemów w życiu. Przynajmniej w życiu codziennym.
A.D.: A czyja to jest zasługa? Opowiedz mi o swoim dzieciństwie.
P.F.: Dzieciństwo miałem cudowne. Bardzo dobrze je wspominam, głównie dzięki dziadkom. Do przedszkola nie chodziłem, ale dziadek nauczył mnie pisać, czytać i liczyć o wiele wcześniej niż umiały to robić dzieci z przedszkola. Na początku w szkole zupełnie nie miałem co robić.
A.D.: A z kolegami się bawiłeś, miałeś kolegów?
P.F.: Tak, zawsze. W zasadzie od wczesnego dzieciństwa.
A.D.: No i w co bawiłeś się z nimi?
P.F.: Różnie. To zależało od wieku.
A.D.: W wojnę się bawiłeś?
P.F.: Bawiłem się. Miałem wózek elektryczny, który posiadał wystający hamulec ręczny. Wyglądał jak czołg. Byłem więc czołgistą. Można mnie było rozwalić jedynie granatem. Parę razy dostałem w głowę cegłówką (śmiech).
A.D.: Dzieci nigdy Ci nie dokuczały?
P.F.: Nie, nie miałem z tym problemu. Niby dlaczego mieliby mi dokuczać? Nie robiłem im niczego złego, więc oni mi także żadnej krzywdy nie wyrządzali.
A.D.: Myślisz, że świat jest taki piękny? Przecież wiadomo, że dzieci się przezywają. Nie przezywały Cię nigdy?
P.F.: Może przezywali. Może ja ich też przezywałem. Nie działo się to jednak na zasadzie wyrządzania sobie krzywdy.
A.D.: Czyli byłeś szczęśliwy. A do szkoły chodziłeś zwyczajnej?
P.F.: Byłem zapisany do normalnej szkoły, zresztą wtedy nie było innych szkół. Ale moje lekcje odbywały się w domu. Taka była chyba decyzja kuratorium. Miałem tak zwane nauczanie przyłóżkowe, czyli nauczyciele przychodzili do mnie do domu. Było mi to obojętne, bo i tak miałem kontakty z rówieśnikami.
A.D.: A uczyłeś się dobrze?
P.F.: Tak. Bardzo dobrze. W swojej szkole byłem kilka razy i to głównie w celach rozrywkowych, na różnych imprezach.
A.D.: A nigdy Cię szlag nie trafiał, że nie możesz potańczyć albo pograć w piłkę? Nie zazdrościłeś innym?
P.F.: Inaczej: jak trzeba było, to tańczyłem, jak było trzeba, to grałem w piłkę. To nie jest tak, że zupełnie tego nie robiłem. Może bawiłem się inaczej niż inni, ale potrafiłem to robić. Nie byłem odcięty od takiej aktywności. Oczywiście nie wszystko się dało, ale też nie próbowałem rzeczy niemożliwych. Tyle, że rzeczy niemożliwych jest bardzo niewiele.
A.D.: Nie chcę Cię dręczyć, ale powiedz, jak grałeś w piłkę. Przecież jej nie kopałeś.
P.F.: Na przykład głową. Ale bywało, że byłem sędzią. Sędzia na boisku też jest potrzebny. Ale były też takie gry, w których mogłem normalnie uczestniczyć.
A.D.: Trudno mi sobie wyobrazić Twoją sytuację. Kiedy się urodziłam, miałam dwie ręce i dwie nogi sprawne…
P.F.: Ja z kolei nie mam innych doświadczeń. Trudno mi więc wyobrazić sobie Twoje życie. Dla mnie to moje, w jakimś sensie, jest normalne.
A.D.: I nie płakałeś nigdy z powodu, że tak…
P.F.: Z tego? Nigdy.
A.D.: A czyja to jest zasługa? Sam z siebie jesteś taki uśmiechnięty, pogodzony z sobą?
P.F.: „Pogodzony” to jest złe określenie. Po prostu nie zastanawiam się nad tym. Żyję swoim życiem i tyle. Myślę, że jest to moja zasługa. Mam w sobie coś takiego: niespecjalnie przejmuję się trudnościami i ograniczeniami. Ale niewątpliwie jest to też duża zasługa tych wszystkich ludzi, którzy byli wokół mnie. Oni nigdy nie dali mi odczuć, że jestem gorszy, inny. Byłem szczęściarzem. A.D.: Mówiłeś mi, że zarabiałeś pieniądze już w wieku dwunastu lat.
P.F.: Tak, to się zdarzało. Od dziecka uczyłem się angielskiego. Miałem do tego talent, dryg. W dawnych czasach osoba, która posługuje się angielskim, to była rzadkość. Dawałem więc prywatne lekcje tego języka. Najpierw dostawałem za to różne drobne upominki, potem – pieniądze.
A.D.: Pracujesz?
P.F.: Zacząłem pracować w szkole podstawowej. To była szkoła integracyjna.
A.D.: I jak Cię dzieci traktowały?
P.F.: Normalnie. Przyznam, że byłem dość ostrym nauczycielem. Generalnie wszystkie dzieci „ustawiałem do pionu”.
A.D.: Dobrym nauczycielem byłeś?
P.F.: Nie mnie to oceniać. To, co robiłem, starałem się robić dobrze.
A.D.: Ale pewnie krzyczałeś na te dzieci strasznie?
P.F.: Tak. Dzisiaj bym już tak nie robił.
A.D.: A co myślisz o szkołach integracyjnych?
P.F.: Kiedy te szkoły powstawały, było to pewnie jakieś osiągnięcie. Natomiast dzisiaj szkoły integracyjne są niepotrzebne, bo wszystkie szkoły powinny być integracyjne niejako z definicji. Ale, żeby do tego dojść, pewnie potrzeba czasu.
A.D.: Z pracy w szkole zrezygnowałeś sam?
P.F.: Tak, zmieniłem pracę. Zostałem tłumaczem przysięgłym i, przez jakiś czas, prowadziłem wyłącznie własną działalność. Pracy miałem sporo.
A.D.: Dobrze zarabiałeś?
P.F.: Można powiedzieć, że bez względu na to, do której kieszeni włożyłem rękę, tam miałem pieniądze.
A.D.: A teraz gdzie pracujesz?
P.F.: W jednej ze szkół wyższych w Legnicy i w dalszym ciągu jestem tłumaczem przysięgłym.
A.D.: Można by więc powiedzieć, że jesteś szczęśliwym człowiekiem.
P.F.: Biorąc pod uwagę pewne moje osiągnięcia, mam całkiem fajne życie.
A.D.: Ale…
P.F.: Zawsze jest jakieś „ale”, prawda?
A.D.: Siedzisz tutaj naprzeciwko mnie, bo napisałeś do mnie list. Wiem, że jednak masz problem.
P.F.: Nie do końca wiem, czy to ja mam ten problem. Ale niewątpliwie dotyczy on także mnie, mojej sfery życia prywatnego. Głównie chodzi o jakieś tam relacje z kobietami.
A.D.: A miałeś już jakąś kobietę?
P.F.: W jakim sensie?
A.D.: W pełnym.
P.F.: Nie.
A.D.: A chciałbyś ją mieć, prawda?
P.F.: Myślę, że to jest jedyna sfera, w której nie jestem spełniony. Gdyby nie to, miałbym życie takie, jak każdy normalny człowiek, może nawet lepsze. Chciałbym zaznaczyć, że to nie jest tylko mój problem, lecz także tych kobiet, które ze mną były. Wiele straciły.
A.D.: Nie żałują tego pewnie, bo o tym nie wiedzą.
P.F.: Pewnie tak. Może dzisiaj się dowiedzą?
A.D.: Powiem Ci, że dobrze, że tak do tego podchodzisz. To jest bardzo delikatna sprawa, bo dotyczy naszej sfery osobistej. Gdybym miała w niej jakieś problemy, też byłoby mi głupio mówić o niej przed kamerami.
P.F.: Cóż… Nikt nikomu nie daje gwarancji na udany związek, tak, jak otrzymuje się ją na przykład przy kupnie samochodu. To dotyczy osób zupełnie sprawnych jak i niepełnosprawnych. Tutaj nie ma różnic.
A.D.: Świetnie radzisz sobie w życiu, a w tym przypadku jesteś całkowicie bezradny.
P.F.: W takich sprawach nie można przecież wydać żadnego nakazu. Do miłości nie zmusi się nikogo.
A.D.: Oczywiście znam też osoby piękne, zgrabne, a jednak samotne…
P.F.: Powiem inaczej: miałem tam jakieś relacje z kobietami, ale w pewnym momencie się kończyły, w chwili, gdy powstawało z tego coś poważniejszego. I to w takich sytuacjach, gdy tym kobietom zależało na mnie. One to przerywały, one robiły sobie krzywdę.
A.D.: Rozumiesz, dlaczego postępowały w ten sposób?
P.F.: Trudno to zrozumieć, ale się staram. Przyczyny, te główne, są trzy tak naprawdę: niewiedza, strach i egoizm. Teraz ludzie nie lubią się wysilać.
A.D.: Ten strach musi dominować… Jeśli nie odczuwam lęku, mogę spróbować i posiąść wiedzę.
P.F.: Ale związki pomiędzy osobami sprawnymi i niepełnosprawnymi też istnieją. Chociaż jestem szczęściarzem, to w tym przypadku mam pecha.
A.D.: A może w Tobie coś jest nie tak? Byłeś kiedyś pewien, że ktoś jest w Tobie zakochany?
P.F.: Tak.
A.D.: Nie zepsułeś czegoś? Nie wystraszyłeś kogoś, nie pospieszyłeś się?
P.F.: Nie wiem. Może. Pewnie nie jestem też ideałem, chociaż trudno mi w to uwierzyć (śmiech).
A.D.: Musiałabym częściej z Tobą przebywać. Wtedy też mówiłabym o sobie lepiej (śmiech).
P.F.: Żartuję, ale niewątpliwie nigdy nie jest to wina jednej strony. Chociaż nie widziałem, żebym robił coś źle.
A.D.: Próbowałeś popatrzeć na tę sytuację oczami drugiej strony?
P.F.: Próbowałem, ale chyba za bardzo lubię siebie. Nie wychodziło mi to.
A.D.: Hmmm… A jak dalej wyobrażasz sobie swoje życie? Będziesz dalej szukał tej pięknej, zdrowej kobiety?
P.F.: To nie jest tak, że zaglądam pod każdy krzaczek i szukam… Ale czasem spotka się kogoś i się wie albo się nie wie.
A.D.: A co zrobisz, jak Ci się nie uda znaleźć tej kobiety? Będziesz zapętlał się w nienawiści do kobiet i twierdził, że są głupie, bo Ciebie nie kochają?
P.F.: Nie mam w sobie nienawiści do kobiet.
A.D.: No ale mówisz przecież, że, jeśli nie chcą być z Tobą, to dużo tracą…
P.F.: Bo to prawda. Ale to nie jest nienawiść. To jest raczej współczucie…
A.D.: Jesteś egoistą?
P.F.: Trudno powiedzieć. W jakimś sensie pewnie tak. Na pewno. Od dziecka było tak, że to życie kręciło się wokół mnie. Przyzwyczaiłem się do tego.
A.D.: A potrafisz okazywać wdzięczność?
P.F. Staram się, chociaż pewnie nie jestem w tym mistrzem świata.
A.D.: A to jest chyba miłe uczucie, kiedy komuś coś się zawdzięcza?
P.F.: To zależy, o kim rozmawiamy…
A.D.: O mamie, o tacie…
P.F.: Z mamą i tatą relacje są specyficzne. Z nimi więź jest bardzo silna. To coś zupełnie innego.
A.D.: A dobry jesteś dla nich?
P.F.: Ich trzeba by o to pytać.
A.D. Potrafisz „dawać w kość”?
P.F.: Czasami daję…
A.D.: Robisz to jak zwyczajny człowiek czy jak taki, który siedzi na wózku i jest pełen goryczy?
P.F.: Wolę wierzyć, że jak zwyczajny.
A.D.: A myślałeś kiedykolwiek, że sytuacja, w jakiej się znajdujesz, to jest też swego rodzaju skarb?
P.F.: W jakimś sensie tak. Gdybym był pełnosprawny, byłbym inny. Nie wiem, czy lepszy, czy gorszy. Wychowałem się wśród różnych ludzi. Mam kolegów, którzy wylądowali w więzieniu. Kto wie, czy też bym tak nie skończył?
A.D.: Jesteś pełen inteligencji, energii, talentów, poczucia humoru, wdzięku, błyskotliwości…
P.F.: O! Dziękuję.
A.D.: Czy to wszystko, co w Tobie, ma się zmarnować? Nie ma takiej przestrzeni, w której mógłbyś być dla kogoś ratunkiem, radością, promieniem słońca; gdzie będziesz czuł się kochany i potrzebny? Zobacz, ile jest w życiu różnych przestrzeni…
P.F.: Trudno mi na Twoje pytanie odpowiedzieć jednoznacznie. Zająłem się działalnością społeczna i polityką. Jestem radnym, wiceprzewodniczącym Rady Miasta w Legnicy. Ale trudno ocenić, czy jest to promyczek słońca (śmiech). Ludzie niezbyt dobrze mówią o politykach.
A.D.: Nasuwa mi się na myśl brzydkie słowo, kiedy myślę o polityce. To nie jest piękna dziedzina.
P.F.: Zależy kto się nią zajmuje. Nie wiem, czy to jest tendencja ogólnoświatowa, ale w Polsce na pewno jest tak, że w związku z tym, iż najlepsi ludzie nie chcą się zajmować polityką, to zajmują się nią ci gorsi.
A.D.: Może coś w tym jest. Ci mądrzy, którzy zajmowali się polityką, już się do niej zrazili.
P.F.: Ale w jakimś sensie to jest ich wina. Tak? Nie powinni tego robić, bo zostawiają pole tym gorszym.
A.D.: Mówisz proste rzeczy… Jeżeli niedawno przeżyłeś zawód i widzę, że masz jeszcze w oczach tę kobietę, to chyba nie mogę Cię pytać o to, w jaki sposób chciałbyś dać szczęście innej kobiecie….
P.F.: …
A.D.: Nie odpowiesz mi na to pytanie?
P.F.: Na takie pytania trudno odpowiada się teoretycznie. Można o tym rozmawiać, jeśli jest konkretna osoba, uczucia i sytuacja.
A.D.: A jesteś pewien, że tej osobie, która Cię teraz odrzuciła, dałbyś szczęście?
P.F.: Biorąc pod uwagę, jak to się zakończyło… Nie wiem. Tego nie wie się nigdy, dopóki się nie spróbuje. Mogę mieć pretensje albo złość o to tylko, że nie dostałem szansy. Dyskwalifikacja była na samym początku. To jest to, co ja nazywam draństwem…A.D.: A dostałeś kiedyś od kogoś taką większą szansę?
P.F.: Tak…
A.D.: Skorzystałeś z niej?
P.F.: Starałem się… To była dziwna historia i też zakończyła się bardzo źle…
A.D.: Mówimy o niej czy nie?
P.F. Wolę o tym nie rozmawiać.
A.D.: Ale szansa była, tak?
P.F.: To było coś znacznie więcej niż szansa.
A.D.: Byliście już ze sobą?
P.F.: Tak… W jakimś sensie.
A.D.: Rozumiem, że przeszkodził Wam los.
P.F.: Nazwijmy to: „czynniki zewnętrzne”. Chociaż może nie do końca… Ta dziewczyna została zakonnicą.
A.D.: Ale nie uciekła przed Tobą?
P.F.: Nie.
A.D.: Wyobraź sobie, że pojawia się trzydziestodwuletnia, piękna kobieta…
P.F.: Podobają mi się młodsze…
A.D.: Przesadzasz, naprawdę… Ta kobieta musi być mądra, więc dlatego nie może być młodsza. No i pobieracie się… Wyobrażasz sobie, w jaki sposób żyjecie, co jej dajesz? Idziecie do ślubu, ktoś pcha Twój wózek, rodzi się Wam dziecko. I co dalej? Zaczyna się życie…
P.F.: No i?
A.D.: Powiedz. To są przecież Twoje marzenia.
P.F.: Jeśli pytasz, jak by to miało wyglądać od strony technicznej, to ja wiem, jak to zorganizować.
A.D.: Pytam, bo rozumiem, że chcesz, żeby ta kobieta była szczęśliwa.
P.F.: Tak.
A.D.: Co więc robisz? Jak to wszystko urządzasz?
P.F.: Jeśli jest się razem w miłości, to po prostu się jest... Nie potrzebuję robić jakichś specjalnych akrobacji. Sądzę, że potrafiłbym zaopiekować się kobietą… Oczywiście ja też wymagam opieki pod pewnym kątem, ale kobiety potrzebują silnego, męskiego ramienia, opieki, wsparcia. Prawda? Choćby intelektualnego albo uczuciowego: spokój, bezpieczeństwo…. Mógłbym to kobiecie dać.
A.D.: Masz kogoś, komu możesz się zwierzać z takich spraw, tych najbardziej intymnych?
P.F.: Nie bardzo. Czasami o wiele łatwiej powiedzieć coś całej Polsce niż komuś w oczy.

15 czerwca 2009 r., TVP2, godz. 13.10

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz