Archiwum

Grzegorz Kozłowski - osoba słabosłysząca i niewidząca

8 marca 2007 r.

W programie „Anna Dymna – Spotkajmy się” pan Grzegorz Kozłowski wystąpił w towarzystwie swojej żony Renaty, osoby w pełni sprawnej – idą razem przez życie od ponad czternastu lat, mają czworo dzieci. Gospodyni audycji porozumiewała się z mężczyzną za pomocą specjalnego mikrofonu, ponieważ pan Grzegorz jest osobą bardzo słabosłyszącą i niewidzącą.

– Urodziłem się z kataraktą – opowiadał gość Anny Dymnej. – Do czwartego roku życia problemów ze słuchem jednak nie miałem. Nauczyłem się więc mówić. Dzieciństwo moje było cudowne. Rodzice traktowali mnie normalnie, nie jak dziecko niepełnosprawne. Chyba właśnie dlatego nigdy od rówieśników gorszy się nie czułem. Natomiast dramatem było dla mnie rozstanie z rodzicami, bratem oraz siostrą, gdy wyjechałem do szkoły w Laskach.

Pan Grzegorz nie wyobrażał sobie siebie jako osoby stale przebywającej w środowisku ludzi ociemniałych i zdanej na pomoc innych. Na poziomie średnim uczęszczał więc do szkoły z rówieśnikami w pełni zdrowymi.

- Tamten okres swojego życia, podobnie jak dzieciństwo, również wspominam bardzo miło – kontynuował pan Grzegorz. – Początkowo podczas lekcji korzystałem z dyktafonu. Dopiero od trzeciej klasy nauczyciel zwracał się do mnie posługując się mikrofonem. Miałem też grono kolegów i koleżanek, którzy chętnie wyjaśniali mi pewne sprawy, na przykład tłumaczyli przebieg doświadczeń przeprowadzanych podczas lekcji biologii. Było to dla mnie ogromnie interesujące. Dzięki temu nauczyłem się również pokory, przyjmowania pomocy od ludzi. Ale przypuszczam, że kontakt ze mną dawał również wiele moim kolegom i koleżankom.

Pan Grzegorz uczył się bardzo dobrze. Po maturze rozpoczął studia na wydziale informatycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Był tytanem pracy – czas przeznaczał głównie na pochłanianie wiedzy i to nie tylko tej fachowej. Poznawał także literaturę piękną. Jak stwierdził w programie, w tamtym okresie na kontakty towarzyskie nie miał czasu. Co prawda myślał o kobietach, ale wątpił, że znajdzie się jakaś szalona osoba płci przeciwnej, która zgodzi się zostać jego żoną. Nie chciał też, by kobieta, z jaką stworzy trwały związek, traktowała go ulgowo, matkowała mu. Po prostu bał się litości.

– Swoją żonę poznałem podczas turnusu rehabilitacyjnego – opowiadał rozmówca Anny Dymnej. – Zaczęło się od tego, że zaprosiłem Renatę na spacer. Chciałem nauczyć ją systemu komunikowania się metodą dotykową dłoni. Potem był jeszcze jeden spacer, wspólny wieczór taneczny…

– W Grzegorzu najbardziej ujmowała mnie jego serdeczność i otwartość na świat – wspominała pani Renata. – Zaczęłam zapraszać go na rajdy organizowane przez moją grupę ze studiów, potem spotykaliśmy się również przy innych okazjach i w ten sposób nasza znajomość pogłębiała się.

– Nie obawiałaś się związku z Grzegorzem? – zapytała Anna Dymna.

– Bałam się – odparła pani Renata. – Z drugiej jednak strony, Grzegorz nie był pierwszym moim chłopakiem. Przez pryzmat wcześniejszych doświadczeń z mężczyznami, mogłam więc docenić jego ogromną wartość jako człowieka. I nie myliłam się. Grzegorz jest dobrym mężem oraz wspaniałym ojcem. Towarzyszył mi podczas porodów i bardzo szybko nauczył się pielęgnować nasze dzieci, a także zajmować się nimi.

Obecnie pan Grzegorz pracuje w Polskim Związku Niewidomych. Zajmuje się pozyskiwanie funduszy na działalność statutową tej instytucji, organizuje szkolenia i turnusy rehabilitacyjne. Jego wiara, uśmiech i serdeczność dają nadzieję. Nie tylko osobom niepełnosprawnym.

TVP2, 8 marca 2007 r., godz. 19.15

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz