Archiwum

Anna Wilk, Magdalena i Michał Mrówczyńscy - choroba nowotworowa

2 kwietnia 2007 r.

W tym tygodniu gośćmi programu „Anna Dymna – Spotkajmy się” byli Anna Wilk oraz Magdalena i Michał Mrówczyńscy z synem Nikodemem.

Dzisiaj pani Ania jest uśmiechniętą dwudziestolatką. Przed trzema laty przeżyła jednak dramat. Podczas kąpieli wyczuła guzka w swojej piersi. Nowotwór okazał się złośliwy.

– Wiedziałam, co mnie czeka – opowiadała rozmówczyni Anny Dymnej. – Moja mam także miała nowotwór, amputowano jej obie piersi. To ona podtrzymywała mnie na duchu w tych trudnych dla mnie chwilach. W maju miałam robioną biopsję, a w listopadzie usunięto mi pierś, którą potem zrekonstruowano.

Pani Ania wydawała się wspominać okres swojej choroby bez specjalnych emocji. Robiła to nawet z uśmiechem. Jak powiedziała w programie, rozumie jednak, czym może ona się kończyć. Jej mama zmarła przed dwoma laty – mimo amputacji obu piersi, miała przerzuty nowotworu. Dlatego tak ważne są badania profilaktyczne, którym każda kobieta powinna się systematycznie poddawać.

– Kiedy przechodziłam leczenie, nikogo bliskiego nie miałam – opowiadała pani Ania. – Teraz mam. Mój chłopak od początku wiedział o mojej chorobie. Poznaliśmy dwa lata temu, kiedy moja pierś nie była jeszcze zrekonstruowana. Powiedziałam mu o wszystkim, bo przecież trudno zaczynać związek od kłamstwa.

Rozmówczyni Anny Dymnej przyznała, że choroba nie odebrała jej radości życia. Co prawda zdarzało się, że płakała, czując się gorsza od zdrowych koleżanek, ale chwile trudne potrafiła przetrwać dzięki swojemu optymizmowi oraz nadziei.

Państwo Magdalena i Michał Mrówczyńscy pojawili się w studiu z synem Nikodemem.

– Wszystko między nami było jak w bajce – opowiadała pani Magdalena. – Po dwóch latach spotykania się ze sobą, wzięliśmy cudowny ślub w katedrze. Szybko udało mi się zajść w ciążę. Jednak podczas badań ginekolog poinformował mnie, że mam w piersi guzka. Nie byłam zaskoczona. Wyczuwałam wcześniej tego guzka, ale nie przykładałam do niego zbytniej uwagi. Sądziłam, że jakoś się „rozejdzie”. Lekarze nie podzielali mojego optymizmu. Ostatecznie okazało się, że, będąc w ciąży, muszę mieć amputowaną pierś, bo nowotwór jest złośliwy.

Lekarze poinformowali państwa Mrówczyńskich, że najpewniej ciąża będzie musiała zostać usunięta, ponieważ takie rozwiązanie jest najlepsze w trakcie stosowania chemioterapii. Małżonkowie wahali się z podjęciem ostatecznej decyzji.

– Kiedy dostałam pierwszą chemię, byłam w czwartym miesiącu ciąży – kontynuowała pani Magdalena. – Miałam różne myśli i emocje. Nasze dzicko mogło urodzić się chore. Nie bardzo wiedziałam, co robić. Wspólnie z mężem trafiliśmy jednak do wspaniałej pani doktor, która dała nam siłę i nadzieję. To właściwie jej zawdzięczamy, że Nikuś jest z nami na świecie. No i Misiu strasznie mnie wspierał. Życzyłabym każdej kobiecie takiego męża, faceta…

Syn państwa Mrówczyńskich urodził się w siódmym miesiącu, po mastektomii i sześciu chemioterapiach, jakim poddała się pani Magdalena. Potem kobieta przeszła jeszcze dwadzieścia pięć naświetleń. Małżonkowie przechodzili różne trudne okresy, zarówno wspólnie jak i indywidualnie. Ich mocą była jednak miłość i wiara. One pomagały im przetrwać niejedne ciężkie chwile, podejmować – jak się potem okazało – słuszne decyzje.

– Nikuś urodził się zupełnie zdrowy – opowiadał pan Michał. – Potem miał co prawda problemy z płucami, ale jest to normalne u wcześniaków. Z wszystkich dolegliwości wyszedł bez szwanku. Jeśli się uda, chcielibyśmy mieć drugie dziecko. Teraz dziewczynkę, Michalinkę. Żona będzie miała zrekonstruowaną pierś, bo z tym problemów żadnych nie ma. Zresztą nigdy nie straciła w moich oczach nic ze swojego czaru i kobiecości.

– Jeszcze wskoczę w bikini – zaśmiała się pani Magdalena.

TVP2, 2 kwietnia 2007 r., godz. 18.00

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz