Listy do Fundacji

Zawsze i wszędzie w sercu z Wami

„Teraz już chyba wiem: kolejny etap mojej drogi będzie wiódł w stronę oceanu. To ja muszę pokazać, że jestem, a przede wszystkim – chcę żyć” – pisze w e-mailu sparaliżowany od szyi w dół Przemysław Kowalik.

Kochana Aniu, Maju, Pani Janeczko!

Pamiętam, jak napisałem pierwszy list do Pani Ani Dymnej, do Fundacji „Mimo Wszystko” i, kiedy odebrałem telefon, zaniemówiłem niemal – ale tego oczekiwałem! Wiedziałem, że pierwszy krok należy do mnie, że to ja muszę pokazać, że jestem, a przede wszystkim – chcę żyć.

Przez te wszystkie lata byliście ze mną, wspieraliście mnie, a ja byłem z Wami – myślę, że tak pozostanie. Pewnie, gdyby Kraków był w moim zasięgu, to znaczy zasięgu dojazdu wózkiem bądź bliżej, samochodem, byłbym częściej, a może znalazłoby się dla mnie miejsce w Fundacji. A może tak miało być! Od paru lat jeżdżę do Poznania do Hospicjum Palium, w tym roku zostałem  w nim oficjalnie wolontariuszem. Siła, wiedza, dobro, jakie od Was otrzymałem niosę, dzielę i przekazuję dalej... Mimo wszystko.

Być może są ludzie, którzy nie widzą sensu w moich wyprawach, podróżach,  jednak ja, z każdym kilometrem, czuję się mocniejszy. Zaczynałem od krótkich tras. Od początku mówiłem, że będzie to Europa. Teraz już chyba wiem:  kolejny etap mojej drogi będzie nosił wiódł w stronę oceanu. To trasa wzdłuż Zatoki Biskajskiej – jakieś 2000 kilometrów. Projekt nazwałem: „Błękitny uśmiech”. Zresztą zobaczymy. Wiem tylko, że marzenia nie są po to, by tylko je mieć. Warto zrobić ten pierwszy krok, spróbować. Nie poddać ich, życia i siebie, bez walki.

Ściskam Was mocno. Zawsze i wszędzie, w sercu, z Wami. Zawsze Wasz przyjaciel.

Przygodnik, wielki dzieciak – Przemek

PS Wciąż w moim otoczeniu jestem kojarzony z Fundacją Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. Czasem ludzie pytają, szukają, proszą o pomoc, o „wstawiennictwo”. Tłumaczę, wyjaśniam wtedy, czasem kieruję – szukam rozwiązania. Mimo wszystko jestem więc także Waszym posłańcem.

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz