Bieżące
Anna Dymna w Świdnicy
Wczoraj w Świdnickim Domu Kultury Anna Dymna spotkała się z publicznością oraz z finalistami Ogólnopolskiego Festiwalu Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób Niepełnosprawnych „Albertiana”, podopiecznymi Domu Pomocy Społecznej w Mokrzyszowie.
Spotkanie aktorki w Świdnicy odbyło się w ramach „Alchemii Teatralnej”, projektu którego celem jest wykazanie, że teatr może być tyglem, w którym mieszają się różne składniki: słowo, ruch, scenografia, muzyka, światło, tworząc nową, często zaskakującą wartość. Sala Świdnickiego Domu Kultury podczas spotkania z Anną Dymną wypełniona była po brzegi.
– Spotkanie to było jednym z tych, które dają mi najwięcej radości – wspomina pobyt w Świdnicy Anna Dymna. – Od osób niepełnosprawnych, laureatów jednego z Ogólnopolskich Festiwali Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób Niepełnosprawnych „Albertiana”, otrzymałam pięknego, drewnianego anioła, ale przede wszystkim ofiarowali mi oni tę niezwykłą i naturalną pogodę ducha, jaką w naszym codziennym świecie spotkać można coraz rzadziej. Rozmawiałam z nimi o wszystkim i było nam razem naprawdę fantastycznie. Pan prezydent Świdnicy również wręczył mi anioła, ale szklanego. Naturalnie publiczność pytała mnie o sprawy aktorstwa, prowadzonych przeze mnie Krakowskich Salonów Poezji, o telewizję, a niektórzy wspominali moje filmowe role. Ale dotykano również problemów bardzo istotnych, nie związanych bezpośrednio z moim zawodem. Nie po raz pierwszy odniosłam wrażenie, że wiele osób jest coraz bardziej zmęczonych pełną nieustających kłótni i nienawiści rzeczywistością. Tęsknią za zwyczajną, życzliwą rozmową, za prostymi gestami, za uśmiechem. Potrzebują, by ktoś ich wysłuchał, docenił ich pracę, zauważył ich dobre działania. Widzowie opowiadali mi też dużo o sobie i o tym, co robią. Dostałam piekny obraz i dyplom od niepełnosprawnych dzieci, książeczkę , którą nauczycielka napisała dla dzieci i i szmacianego osiołka, bohatera tej historii. Usłyszałam wiele dobrych, prawdziwych słów. Gdy niepełnosprawny mężczyzna ze łzami w oczach mocno mnie przytulił i powiedział, że dla niego to takie ważne, że jestem, to aż ... było mi głupio. Ale pomyślałam sobie, że chyba to, co robimy w fundacji jest istotne i potrzebne. Przecież bez powodu nie padają takie słowa. Poczułam radość , siłę i pewność, że ludzie naprawdę potrzebują siebie nawzajem.
Fot. Marek Kowalski