Bieżące

Janusz Świtaj: Poczułem się Polakiem

9 października Janusz Świtaj, pracownik naszej Fundacji, wziął udział w wyborach parlamentarnych. Przed nimi zaangażował się w kampanię zachęcające osoby niepełnosprawne do udziału w tym święcie demokracji. Namawiał wszystkich do pójścia na wybory również przy innych okazjach, za pośrednictwem dziennikarzy i w rozmowach prywatnych.

 – Które to były Twoje wybory od chwili wypadku? – pytamy sparaliżowanego i oddychającego przez respirator Janusza, który od marca 2007 roku jest zatrudniony w Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko” jako internetowy analityk rynku osób niepełnosprawnych oraz fundraiser.
– Trzecie, ale pierwsze parlamentarne. Przyjechałem do lokalu wyborczego na swoim specjalistycznym wózku sterowanym oddechem, pod opieką osobistej asystentki. Dowód osobisty został mi wyrobiony dopiero w wieku dwudziestu ośmiu lat. Problem polegał na tym, że do tego dokumentu tożsamości nie posiadałem aktualnej fotografii. Lekarz nie zgodził się, żeby fotograf przyszedł do szpitala na OIOM i takie zdjęcie wykonał. Stało się to możliwe dopiero po moim powrocie do domu. Fotograf stanął na krześle i objął obiektywem moją twarz. Inaczej tej czynności nie dało się wykonać, bo przecież stale przebywałem w pozycji leżącej. W pierwszych wyborach uczestniczyłem dopiero w wieku trzydziestu lat.

– A jak wyglądało Twoje głosowanie w minionych wyborach samorządowych i prezydenckich?
– To były dość skomplikowane operacje. Do lokalu wyborczego zawoziła mnie karetka z pełną obsadą medyczną. Teraz, kiedy mam wózek, przekazany mi przez Fundację Anny Dymnej „Mimo Wszystko”, sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Nie czuję się w tak dużym stopniu skazany na pomoc obcych osób. Naprawdę mam poczucie komfortu. Zresztą nie chodzi tylko o wyjazd na tegoroczne wybory. Odkąd mam ten wózek, mogę opuszczać mieszkanie. A przecież przez piętnaście lat byłem w nim zamknięty, nie znałem innej przestrzeni poza pokojem, w którym stoi moje łóżko…

– Dowód osobisty w wieku dwudziestu ośmiu lat, karetka z pełną obsadą medyczną wioząca Cię do lokalu wyborczego… Czy nie czułeś się wtedy jak obywatel drugiej kategorii?
– Naturalnie, że tak się czułem. I, wierz mi, nie tylko ja miałem taką przykrą świadomość. Przecież nie ja jeden jestem w tym kraju niemal całkowicie sparaliżowany i podpięty na stałe do respiratora. Zauważ: chcesz aktywnie uczestniczyć w życiu społecznym, pragniesz korzystać z przysługującego prawa wyborczego, bo przecież umysł posiadasz w pełni sprawny, a nie masz do tego stworzonych warunków. To jak kpienie z demokracji, nie sądzisz? 

– Jasne. Jak więc poczułeś się, kiedy w tym roku oddawałeś swój głos?
– Poczułem się wreszcie Polakiem, który posiada pełnię praw obywatelskich. 9 października był dla mnie naprawdę niezwykłym dniem. Nie tylko ja tak czułem. Wiem to, ponieważ rozmawiałem z kilkoma osobami niepełnosprawnymi, które też uczestniczyły w głosowaniu, przyjeżdżając do lokalu wyborczego na przykład na wózkach. Kiedy udawałem się na głosowanie, towarzyszyli mi dziennikarze. Żaden nie zakłócał jednak chwili, gdy stawiałem krzyżyk przy nazwiskach kandydatów do Sejmu i Senatu.

– Frekwencja w tegorocznych wyborach nie osiągnęła nawet pięćdziesięciu procent. Pomimo kampanii, w którą się zaangażowałeś, wiele osób niepełnosprawnych nie przystąpiło do głosowania. Postąpili tak, mając w tym roku wiele możliwości do oddania swojego głosu.
– To niedobrze. Wszyscy powinni mieć świadomość tego, że ich głos może zmienić warunki życia w Polsce. Pojedynczy, pozornie, wydaje się nie mieć znaczenia, ale to właśnie ten jeden głos, wraz z innymi, stanowi siłę demokracji. To jak z jednym procentem przekazywanym Organizacjom Pożytku Publicznego. Anna Dymna mówi: „Twój jeden grosz ma siłę milionów”. I tak jest naprawdę. Przecież z takich groszy powstała  w podkrakowskich Radwanowicach „Dolina Słońca”, ośrodek dla osób niepełnosprawnych intelektualnie. Dlatego tak silnie zaangażowałem się w informacyjną kampanię przedwyborczą. Do oddawania głosu w wyborach zachęcałem nie tylko w spocie reklamowym, ale także w prasie, radiu, na mojej stronie internetowej oraz innych portalach. Przekonywałem wszystkich, że tym jednym głosem naprawdę wiele można zmienić. Inna rzecz, że jeśli ktoś nie bierze udziału w wyborach, to nie ma prawa narzekać potem na rzeczywistość. Od samego narzekania nasz kraj się nie zmieni.

– W następne kampanie informacyjne związane z wyborami również zamierzasz się angażować?
– Oczywiście. Jest jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. Oddając głos w wyborach, dajesz parlamentarzyście pewien kredyt zaufania, przyglądasz się, jak pracuje jako poseł albo senator. A jeśli zawodzi, rozczarowuje, to mu ten kredyt odbierasz. A przede wszystkim – działasz. I ja zamierzam działać nie tylko poprzez udział w wyborach. Fakt, że jestem osobą sparaliżowaną nie ma tu nic do rzeczy.

 

Rozmawiał Wojciech Szczawiński

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz