Bieżące
Podróż w głąb siebie
W sobotę Agnieszka Jakóbczyk, Tomasz Manikowski, Piotr Mądraszewski i Andrzej Chomicz zakończyli 1089-kilometrowy bieg „Dogonić marzenia mimo wszystko”. W ciągu 10 dni obiegli w sztafecie Irlandię. Wyczynu tego dokonali na rzecz Irish Cancer Society i jednego z Podopiecznych naszej Fundacji.
Tomasz Manikowski, lider sztafety, pytany o to, co było najtrudniejsze w czasie pokonywania ponadtysiąckilometrowego dystansu, mówi: „Mobilizacja. Czasami walczyć trzeba było o każdy metr, każdy pagórek”.
Z dnia na dzień walka z własną słabością stawała się tym trudniejsza, że trójce mężczyzn odnowiły się kontuzje. W ich gronie na nic nie skarżyła się jedynie kobieta. Nawet gdy zaczął padać grad, Agnieszka Jakóbczyk nie zgodziła się wejść do samochodu . „Panowie, spotykamy się za dwie mile” – zakomunikowała tonem nie znoszącym sprzeciwu i, mimo bardzo niesprzyjającej aury, rozpoczęła bieg.
Biegli nie tylko dla własnej satysfakcji
Trudno jeszcze ocenić, ile pieniędzy udało się zebrać czwórce długodystansowców na rzecz Irish Cancer Society i sparaliżowanego Marka Dunsta, Podopiecznego Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. Ale już teraz wiadomo, że bieg „Dogonić marzenia mimo wszystko” zakończył się sporym sukcesem. Pokazał bowiem jedność irlandzkiej polonii. Udowodnił też jej wrażliwość.
– Czuliśmy się niemal jak pielgrzymi – relacjonuje Michał Serwiński, nasz wysłannik, który do Irlandii przyleciał na specjalne zaproszenie Tomasza Manikowskiego i towarzyszył biegaczom w ostatnich dniach sztafety. – Polonia przyjmowała nas z ogromną gościnnością, nocowaliśmy w jej domach. Były to niezwykle wzruszające i krzepiące spotkania. Wiele osób prosiło o umożliwienie im kontaktu z Markiem Dunstem. Byli poruszeni faktem, że ten sparaliżowany mężczyzna ma jedynie 280 złotych zasiłku, że od trzech lat nie opuszczał swojego pokoju, a cała jego aktywność fizyczna sprowadza się do przesiadywania na brzegu łóżka. Nie mogli pojąć, że w XXI wieku, w cywilizowanym kraju ktoś może tak żyć.
Długodystansowców powitano na mecie pucharami i tortem
Agnieszka Jakóbczyk, Tomasz Manikowaski, Piotr Mądraszewski i Andrzej Chomicz kontaktowali się codziennie z Markiem Dunstem. Zapewniali go, że są z nim i że musi dodawać im sił. Sparaliżowany mieszkaniec Jastrzębia-Zdroju cieszył się z każdego zdjęcia i filmu relacjonującego wyczyn długodystansowców, jakie mógł zobaczyć w Internecie. I deklarował, że mocno trzyma za nich kciuki. Robił to zresztą od 18 kwietnia, kiedy sztafeta wyruszyła z Ballinrobe. Mówił, że po tylu latach wreszcie uwierzył, że ma kolegów. Do tej pory czuł się bardzo osamotniony. Był zrezygnowany do tego stopnia, że kiedy dowiedział się, iż czwórka Polaków mieszkających w Irlandii zamierza zbierać pieniądze na jego leczenie oraz rehabilitację, powiedział tylko: „Nie warto. Stary już jestem. Nie ma sensu”.
– Aga, Tomek, Piotrek i Andrzej są dzisiaj naprawdę bardzo szczęśliwi – kontynuuje Michał Serwiński. – Mają świadomość, że na trasie „Dogonić marzenia mimo wszystko” wylali litry potu nie tylko dla własnej satysfakcji. Zrobili to przede wszystkich dlatego, żeby pomóc Markowi, a także Irish Cancer Society, które zajmuje się osobami chorymi na nowotwory. Wymiar ich dokonania jest jednak znacznie większy, ponieważ w irlandzkiej polonii uruchomili niesamowity potencjał. Widać to było we wszystkich miejscowościach, w jakich Agata, Tomek, Piotrek i Andrzej zatrzymywali się na odpoczynek. Ogromne podziękowania należą się także osobom, które tworzyły zaplecze biegu: żonie i córce Tomka, mężowi Agaty, ich przyjaciołom: Szymonowi i Victorowi.
Michał twierdzi, że są doznania, których nie sposób sprecyzować słowami. Można tylko powiedzieć: fantastyczna, genialna atmosfera. Właśnie taka towarzyszyła czwórce długodystansowców podczas całego biegu „Dogonić marzenia mimo wszystko”.
Fantastyczna, genialna atmosfera
– Dla całej naszej czwórki niezwykle wzruszającym momentem po przybiegnięciu na metę w Ballinrobe były telefoniczne słowa Anny Dymnej – mówi Tomasz Manikowski. – W tamtej chwili wszyscy mieliśmy łzy w oczach. Ten cały bieg to była tak naprawdę podróż w głąb siebie. Nie tylko dla nas, biegaczy. Sądzę, że swoją moc odkryli także wszyscy ci, których spotykaliśmy na trasie: ludzie młodzi, w średnim wieku, również seniorzy. Wszyscy tworzyliśmy radosną jedność.
Tomasz Manikowski nie będzie miał zbyt wiele czasu na odpoczynek. Już za dwa tygodnie przyleci do Polski, by wystartować w blisko stukilometrowym biegu z Deszczna do Ciborza. Zrobi to w dziesiątą rocznicę swojej trzeźwości. A potem? Któż to wie… Bieg „Dogonić marzenia mimo wszystko” ogromnie zjednoczył czwórkę długodystansowców. Pewnie pokonają wspólnie niejeden jeszcze dystans. Zrobią to również po to, żeby pomagać innym.
Czytaj także:
Anna Dymna: „Dajesz mi siły i odwagę”
Tomasz z przyjaciółmi dogoni marzenia
Trasa biegu „Dogonić marzenia mimo wszystko”