Bieżące

Każdy ma swoje Kilimandżaro

„Jak ludzie nie mają rąk, nie mają nóg, nie słyszą, nie widzą, to odcinki, które dla zdrowego człowieka nie są żadnym wyzwaniem, dla nich stanowią pionowe ściany” – Anna Dymna w rozmowie z Małgorzatą Wach.

Małgorzata Wach: Za kilka miesięcy grupa niepełnosprawnych osób wyruszy do Afryki, aby zdobyć jej najwyższy szczyt - Kilimandżaro. Pani jest pomysłodawczynią tej wyprawy. Czy to oznacza, że Festiwal Piosenki Zaczarowanej i „Zwyciężać mimo wszystko” to dla Anny Dymnej już za mało?

Anna Dymna, aktorka teatralna i filmowa, założycielka Fundacji „Mimo wszystko”: Jasne, że za mało (śmiech). Fundacja, którą założyłam, zajmuje się głównie osobami niepełnosprawnymi intelektualnie, ale tak naprawdę walczymy o godność każdego człowieka. Swoimi działaniami staramy się pokazywać, że nie ma ludzi drugiej kategorii. Bez względu na to, czy jest się gwiazdą, nocnym stróżem, osobą zdrową, czy tak jak Janusz Świtaj przykutą do łóżka, każdy z nas jest tylko człowiekiem. Każdy z nas ma marzenia, lepsze i gorsze dni. Ta wyprawa tak naprawdę opowiada o tym, że życie każdego z nas jest zdobywaniem szczytów. Jest dobrze, kiedy ten swój szczyt widzimy, ale czasem w życiu pojawia się jakiś głaz, który nam go zasłania, albo potok rwący w poprzek drogi, nie dający przejść na drugą stronę. Wtedy musi pojawić się ktoś, kto wyciągnie do nas rękę i powie: „Słuchaj ty teraz nie widzisz tego szczytu, ale ja go widzę, bo stoję w innym miejscu. Poprowadzę cię”. Jak ludzie nie mają rąk, nie mają nóg, nie słyszą, nie widzą to odcinki, które dla zdrowego człowieka nie są żadnym wyzwaniem dla nich stanowią pionowe ściany. Bez pomocy zdrowych osób mogą nie dać sobie rady, ale razem możemy naprawdę wszystko. Głęboko w to wierzę.

W jaki sposób wyłoniono uczestników wyprawy?
Na dziewięć osób niepełnosprawnych, które 27 września pojadą do Afryki, osiem to moi rozmówcy z programu „Spotkajmy się”. Wsród nich jest m.in.: Jasiek Mela, zdobywca obu biegunów, Krzysiek Gardaś, który o kulach zdobył m.in. Mount Blanc i Kilimandżaro, Kasia Rogowiec, która w wieku niespełna trzech lat straciła w wypadku obie ręce, ale to jej w żaden sposób nie przeszkadza w karierze sportowej i sięganiu po złote medale na paraolimpiadach. Łączy ich nieprawdopodobna siła i radość życia. To nie są ludzie, którzy siedzą i narzekają, że nie mają rąk, nóg, że jeżdżą na wózkach, albo poruszają się o kulach. Nie rozmyślają o tym, czego im brak, tylko cieszą się tym, co jest. To dziś rzadka umiejętność. Niedawno widziałam się z Piotrem Truszkowskim i Jarkiem Rolą, którzy w wieku 17 lat zostali porażeni prądem. Obaj jeżdżą na wózkach i oni mi powiedziedzieli coś takiego: „Anka, co z tego, że nie mamy nóg. Myśmy byli tak młodzi jak je straciliśmy, że się do nich nie zdążyliśmy przyzwyczaić”. To są tacy ludzie.

Nie ma pani obaw, że może się nie udać?
Obawy są zawsze. Zwłaszcza przy tak trudnym przedsięwzięciu, ale nie możemy pozwolić, żeby to one nami kierowały. Na jednym ze spotkań Grzegorz Kępski z Africa Adventure, który zaproponował, że pomoże nam w zorganizowaniu tej wyprawy powiedział, że Afrykańczycy są niezwykle radosnymi ludźmi. Wielu z nich śmieje się od rana do wieczora, choć, z naszego punktu widzenia, nie powinno im być do śmiechu, bo co to za radość chodzić w porwanych portkach i mieszkać w chatce ulepionej z gliny? Mimo to wśród nich są takie osoby, które uśmiechają nawet przez sen. Kiedy sobie o tym myślę, wiem, że wszystko będzie dobrze. Poza tym osoby niepełnosprawne nie idą same. Obok nich będą sprawni ludzie, którzy im pomogą. Jedni i drudzy mają ten sam cel - zdobyć szczyt. Wierzę, że to się uda.

Nie miała Pani ochoty wyruszyć razem z nimi?
Oczywiście, że miałam, ale nie idę, bo żyjemy w kraju, w którym ktoś by za chwilę powiedział, że Dymna założyła fundacje, po to, żeby za darmo pójść na Kilimandżaro. Szkoda mi energii na jakieś absurdalne tłumaczenia. Ale pomarzyć sobie mogę (śmiech).

Jakie są marzenia Anny Dymnej?
Chciałabym, żeby Festiwal Zaczarowanej Piosenki stał się imprezą o zasięgu europejskim. Robimy już jakieś ruchy w tym kierunku i są spore szanse, że się uda, bo Ministerstwo Kultury daje nam zielone światło. Poza tym zgłaszają się już do nas państwa zainteresowane współpracą. Kolejną rzecza jaka mi się marzy to organizowanie raz w roku takiej wyprawy jak ta na Kilimandżaro. To niekoniecznie musi być zdobywanie kolejnych szczytów, ale na pewno chciałabym, żeby to było coś co wydaje się niemożliwe do zrealizowania. Coś co dawałoby wiatr w żagle nam wszystkim.

A marzenie takie tylko dla siebie?
Nie stracić energii, jaką w sobie mam, i ludzi, którzy ją we mnie wyzwalają.

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz