Bieżące
Uśmiechnięci Ludzie od wielkich ciężarówek
I znów przeżyłam, dzięki Fundacji, piękne chwile. Ania Flasza zabrała mnie do Niepołomic, do fabryki ciężarówek MAN Trucks. Pierwszy raz byłam w tak ogromnych zakładach produkcji pojazdów. Kierownictwo firmy zorganizowało tu piknik rodzinny dla swoich pracowników.
Wśród wielu atrakcji i niespodzianek dla dzieci oraz dorosłych znalazł się spektakl „Piekarenka Brata Alberta” Teatru „Radwanek”. Nasi „artyści” przyjechali do Niepołomic przed dziesiątą. Byli już kiedyś w tych zakładach, oglądali, jak się produkuje takie wielkie samochody. Byli zachwyceni tym miejscem i bardzo podnieceni, że znów tu jadą.
Bywałam niegdyś w fabrykach samochodowych. Nie były to wcale przyjazne miejsca dla zwykłego człowieka. Brud, dziwny zapach, huk… Jechałam więc do Niepołomic z mieszanymi uczuciami i z ciekawością. Przed trzecią po południu wjechaliśmy na teren zakładów. Po minięciu szlabanu prowadził nas jakiś pracowniczy samochód. Jechaliśmy przez rozległe place, między ogromnymi halami. Zdumiała mnie sterylna czystość i porządek, jakbym znalazła się na jakiejś innej planecie. Wreszcie zatrzymaliśmy się przed ogromnym budynkiem. Przywitała nas urocza młoda blondynka, Magdalena Wida-Faron. Gdy weszliśmy do hali, moim oczom ukazał się księżycowy krajobraz: ogromna przestrzeń z wieloma stanowiskami do montażu samochodów, błyszczące srebrzyście pomosty, drabinki, rusztowania, pejzaż niezwyczajny.
W tym dniu halę wypełniły karuzele, urządzenia do skakania i huśtania, gumowe pałace i inne miejsca do zabaw wszelkich dla dzieci oraz dorosłych. W centralnym miejscu stała duża estrada supernagłośniona, a przed budynkiem stoliki, kramy, krzesełka, grille, barki… wielki piknik. Wszędzie biegały dzieci z wymalowanymi buziami, balonikami podniecone i radosne. Z daleka zobaczyłam moich podopiecznych. Byli już przebrani w kostiumy i gotowi do przedstawienia. Witali się ze mną jak zwykle mocno i gorąco, jakby mnie nie widzieli wiele miesięcy… A przecież teraz widujemy się prawie codziennie, na próbach do nowego przedstawienia. Wszyscy równocześnie opowiadali mi z wypiekami na twarzach, jak tu jest fajnie, jak śpiewała Majka Jeżowska, jakie pyszne jest jedzenie i jak miło. Wyściskana i wycałowana, rozgrzana ich radością poczułam się jak w domu.
Po chwili poznałam szefów MAN-a. Pan Alexander Susanek, prezes niepołomickiego zakładu MAN Trucks, okazał się uroczym, młodym mężczyzną. Pan Aleksander jest Niemcem, ale już wspaniale mówi po polsku. Opowiedział mi, że zakochał się w podopiecznych Fundacji „Mimo Wszystko”, gdy zobaczył ich radość i entuzjazm podczas pierwszej wizyty w zakładach. Powiedział, że takim ludziom warto pomagać, bo potrafią się cieszyć, zachwycać, a gdy cokolwiek dobrego się dla nich zrobi, to emanuje z nich prawdziwe szczęście. I ta radość się udziela. Pan Alexander był cały czas uśmiechnięty. Potem wezwano nas na scenę. Prezes odczytał dla mnie prawdziwie piękne słowa i wręczył czek na cztery tysiące złotych z zapowiedzią dalszej współpracy.
Aktorzy „Radwanka” stali przygotowani do przedstawienia, a ja opowiadałam zebranym, co robimy w Fundacji „Mimo Wszystko” i w jaki sposób mogą nam pomagać. Dostałam jeszcze kwiaty i małe pudełeczko z długopisem oraz piórem kulkowym do podpisywania autografów. Pan Alexander był prawdziwie przejęty. Widać było, że jest mu podobnie miło jak mnie.
Przedstawienie bardzo się podobało. Moi kochani „aktorzy” dali z siebie wszystko – jak zawsze. Jola, Marysia i Gabrysia – nasze teatralne terapeutki – uwijały się jak w ukropie. Przebrane w kostiumy czuwały nad każdym krokiem i gestem naszych podopiecznych. Były też nagłe zastępstwa. Zobaczyłam Mateusza, naszego psychologa, który ratując przedstawienie, wcielił się w Czerwoną Farbkę. Zagranie takiego spektaklu na wyjeździe, rozłożenie dekoracji, rekwizytów, przebranie podopiecznych to naprawdę ciężka praca. Odpowiedzialna! Nasi artyści nie są zwykli – są inni, niezwykli, często bardzo chorzy, rozkojarzeni, zdenerwowani. Ale sztuka wszystko leczy. Gdy tylko słyszą pierwsze dźwięki przedstawienia, zamierają w skupieniu, wchodzą w jakiś inny, bezpieczny świat, ich chaos zamienia się w porządek, łapią pion, wykonują z radością i dumą swoje zadania jak w danym dniu potrafią najlepiej. I zawsze, niezmiennie cieszą się, że zagrali swój spektakl. Tę radość widzę, gdy, po ukłonach, przytulają się do mnie z tym samym zawsze pytaniem: „Dobrze było, prawda?”. I kiedy czuję przyspieszony rytm ich serc. Tak! Było dobrze! Było pięknie! Ich szczęście chyba naprawdę udziela się wszystkim.
Długo siedziałam przy stoliku i podpisywałam autografy, rozdawałam zdjęcia. Nasłuchałam się wiele życzliwych, dobrych słów. Ludzie noszą je w sobie, choć czasem tego na co dzień nie widać. W takich magicznych chwilach potrafią się nimi dzielić, rozdawać innym – a to dla mnie wielki skarb! Pod koniec wizyty, gdy nasi artyści już się przebrali, zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie z panem prezesem Alexandrem, z pracownikami MAN-a. Obok mnie cały czas czuwał Tadzik Mękarski, dyrektor „Doliny Słońca” i Ania Flasza, pracownica dziełu fundraisingu w mojej Fundacji, która w tym dniu była też naszym kierowcą.
Niestety, musiałam szybko wracać do Krakowa, by zdążyć na 85. urodziny Wojciecha Plewińskiego, wielkiego fotografa, którego spotkałam na początku swojej zawodowej drogi. Zdążyłam. To był wspaniały dzień. Nigdy nie podejrzewałam, że zaprzyjaźnię się kiedyś z zakładami od wieeeeelkich ciężarówek. Teraz już rozumiem moich podopiecznych. Z radością pojadę znowu do Niepołomic… bo tam jest po prostu jak w domu!
Oczywiście czek ma swoją konkretną wartość i pieniądze bardzo się przydadzą. Ale prawdziwym skarbem jest dla nas życzliwość tych uśmiechniętych Ludzi od ogromnych samochodów.
Anna Dymna