Bieżące

Anna Dymna w Sejmie

W miniony poniedziałek Anna Dymna była w Sejmie RP na spotkaniu przedstawicieli rządu i organizacji pozarządowych. Dyskutowano tam nad projektem ustawy na temat wyrównywania szans osób z niepełnosprawnością.

W miniony poniedziałek była pani w Sejmie RP na spotkaniu przedstawicieli rządu i organizacji pozarządowych. Dyskutowano tam nad projektem ustawy na temat wyrównywania szans osób z niepełnosprawnością. Jak pani ocenia ten projekt?
Anna Dymna, prezes fundacji „Mimo Wszystko”: Przede wszystkim bardzo się cieszę, że w końcu przestaje się mówić tylko o tym, że niepełnosprawni potrzebują wind, podjazdów i równych chodników, a zaczyna się rozmawiać o ich rzeczywistych problemach. O tym, że mają nierówny start w szkole, w pracy, że są skazywani na życie w biedzie i beznadziei. Wielkie dzięki Piotrowi Pawłowskiemu, prezesowi Stowarzyszenia Przyjaciół Integracja, który zainicjował tą dyskusję. To zawstydzające, że w środku Europy w XXI wieku są nieludzkie, głupie przepisy, które przez wielu urzędników interpretowane są tak jak im pasuje. Wielu z nich na widok osoby niepełnosprawnej reaguje tak: „Boże święty znowu mi tu ten na wózku wjechał, albo ten głuchy coś bełkocze. Niech weźmie te swoje 500 zł i niech spada”. Brakuje dobrych przepisów, ale przede wszystkim brakuje zwykłej, ludzkiej życzliwości. Liczę na to, że ta ustawa wyrobi obowiązek życzliwości. Nawet jeśli urzędnik będzie chciał spławić osobę niepełnosprawną to nie będzie mógł tego zrobić bo będzie miał ustawowy obowiązek jej pomóc. Dużym plusem w tym projekcie jest też – moim zdaniem - zmiana terminu z „osoba niepełnosprawna” na „osoba z niepełnosprawnością”. Bo to są tacy sami ludzie jak my wszyscy. Wielu z nich jest w niejednej dziedzinie dużo bardziej sprawna niż osoby w pełni zdrowe.

Wspomniała pani o urzędnikach. Projekt ustawy przewiduje dla nich obowiązkowe szkolenia dotyczące obsługi osób niepełnosprawnych i kary dla tych, którzy odmówią udzielenia informacji, lub zrobią to w niepełny sposób. Co pani o tym myśli?
Wielu pracowników administracji publicznej traktuje osoby z niepełnosprawnością jak ludzi z innej planety. Minimum wiedzy na ich temat na pewno nikomu nie zaszkodzi. Nie może być tak, że nawet pani w szkole integracyjnej mówi dzieciom na lekcji:” Kochane dzieci na świecie są dzieci normalne i troszkę nienormalne i od jutra do was do klasy będzie chodziło takie mniej normalne dziecko” a tak się zdarza i to jest przerażające. Jeśli chodzi o kary to jestem ich przeciwniczką. Ludzie lepiej pracują gdy są nagradzani. Z drugiej jednak strony są sytuacje, które porażają. Idzie matka ciężko chorego dziecka do urzędu i pyta co jej przysługuje od państwa, a urzędnik robi jej łaskę że w ogóle się odezwie. Nie mówię już o przypadkach kiedy się przed ludźmi zataja co im się należy, albo trzyma po kilka godzin za drzwiami bo takich przypadków nie brakuje. Wiele takich osób przychodzi do naszej fundacji prosząc, żebyśmy im pomogli znaleźć przepisy, które uprawniają ich do pomocy, wytłumaczyli jakie dokumenty i gdzie mają złożyć. Do kogo mogą pójść. Z kim rozmawiać. Dlaczego urzędnicy im takich rzeczy nie mówią? Czemu traktują ich z góry? To jest dla mnie nie pojęte. Myślę, że taka bezduszność powinna być karana.

W czasie spotkania w gmachu sejmu padła też propozycja, aby utworzyć radę składającą się z członków organizacji pozarządowych, która będzie reprezentować interesy osób niepełnosprawnych przed rządzącymi. Ma ona też mieć istotny głos w tworzeniu przepisów i ustaw dotyczących osób niepełnosprawnych. Pani zdaniem to dobry pomysł?
Wszystko co może polepszyć sytuację osób niepełnosprawnych w Polsce, dać im nadzieję i siłę do działania jest dla mnie dobrym pomysłem. Utworzenie takiej reprezentacji może – moim zdaniem - dać osobom niepełnosprawnym poczucie, że nie są sami, bo jest ktoś kto walczy o ich interesy, słucha ich, a w razie czego będzie miał odwagę publicznie powiedzieć: „Panie ministrze te przepisy są nieludzkie. To trzeba zmienić”.

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz