Bieżące
Anna Dymna o noworocznych postanowieniach
Kochani, powoli mija styczeń… łagodny, słoneczny, wiosenny. Wciąż jednak to początek nowego roku. Dla każdego będzie inny. Wielu z Was w sylwestra podjęło poważne, mocne postanowienia: „Odchudzam się”, „Rzucam palenie”, „Chodzę na basen”, „Ćwiczę”… A ja zawsze w sylwestrową noc wychodzę zwykle po spektaklu w teatrze na Mariacką Wieżę w Krakowie.
Stoję zadyszana przy okienku, patrzę z góry na Kraków, na tłumy ludzi zgromadzonych na Rynku, na rozświetlone miasto i jestem szczęśliwa. I zdaję sobie sprawę z tego, ile mam do tego powodów! Po pierwsze, że jeszcze raz udało mi się tu wejść, że moje nogi wytrzymały i serce, i kręgosłup. Jak jeszcze uda mi się zejść z tej wieży, to wiem, że ten rok będzie dobry… Oczywiście trochę żartuję, ale lubię się w to bawić od kilkunastu lat. I może wydam Wam się śmieszna, lecz myślę tylko o dobrych rzeczach, które przeżyłam w minionym roku. Tu, bliżej nieba, udaje mi się puścić z góry w niepamięć wszystkie złe chwile. Oczyszczam serce i mózg z tych trucizn, problemów, złości, narzekania, które czasem też mnie dopadają. Nabieram dystansu do siebie, moich pogłębiających się niepełnosprawności – tak oczywistych w moim wieku, do wszystkich problemów, które stoją przede mną. Myślę o ludziach, którzy mnie kochają, o tych, którzy wspierają moje wysiłki, o tych, którzy potrzebują mojej pomocy, miłości, życzliwości. Czuję się potrzebna i radośnie myślę o wszystkich, nawet najcięższych obowiązkach, które są przede mną. Dam radę! Na pewno! Muszę i chcę!
Patrzę na wszystko inaczej, lekko i z dziwnym poczuciem wolności i utrwalam ten sposób spojrzenia na długie dni. Schodzę na dół, gdy cichną już wystrzały sztucznych ogni. I niby wszystko jest jak było, ale czuję, że mam siły, choć boli kręgosłup i to, co musi. I teraz robię to każdego dnia. Budzę się rano i razem ze mną budzi się to uczucie z sylwestrowej nocy. Nie mam żadnych specjalnych postanowień poza tym jednym: dam radę. Jestem szczęśliwa, bo przede mną wyzwania, ciężka praca, obowiązki. Patrzę na deszcz, na słońce, na sikorki uwijające się przy karmniku, na mojego czarnego Haszysza mruczącego i cieszę się, że mam oczy i mogę to wszystko jeszcze widzieć. Potem idę pobudzić do życia mój niesforny kręgosłup, mięśnie, stawy, kości, by móc jakoś sprawnie przebiec ten kolejny dzień i… Cieszę się, że mam dwie nogi i ręce, i wciąż mogę im dawać rozkazy, a one, choć z oporem, wciąż jakoś mnie słuchają.
Potem uruchamiam mózg i patrzę w plan dnia. Nie wpadam w popłoch. Jedząc śniadanie, obmyślam strategię… jak to zrobić, by o niczym nie zapomnieć, by wszędzie zdążyć i co od czego jest ważniejsze, a co tego dnia święte i nieodwołalne. Najważniejsze, by wychodzić z domu z radością, że jest tyle do zrobienia. Taki jest mój początek każdego roku i każdego dnia. I wiem już, że od mojego nastawienia, uśmiechu zależy bardzo wiele. Nawet jak dzień jest bardzo trudny, nawet jak muszę dotykać ciężkich spraw albo gdy one mnie dotykają.
Życzę Wam uśmiechu, spokoju i patrzenia na swoje życie przez te dobre chwile. One pozwalają nam przeżyć najtrudniejsze i smutne momenty. I zastanówcie się, ile macie powodów do radości, których w ogóle nie zauważacie.
Powodzenia!
Anna Dymna