Bieżące
Taki jest świat
Prezentujemy kolejną postać cyklu, jaki zapoczątkowaliśmy w Dniu Kobiet. Teresa jest mamą 37-letniego Łukasza z Zespołem Downa, nazywanego „Wisieńką”. Łukasz, trzykrotnie, był twarzą kampanii 1% Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”.
Kiedy w szpitalu położna po raz pierwszy przyniosła Teresie syna, powiedziała do niej: „Niech się pani uważnie przyjrzy”. Nic poza tym. Przyglądała się. Widziała u swojego maleństwa nazbyt skośne oczka, te rączki, nóżki… W tamtej chwili odrzucała jednak od siebie myśl, że cokolwiek dolega jej dziecku. Była nieziemsko szczęśliwa. Łukasz wreszcie przyszedł na świat, 26 maja. W Dniu Matki.
Podczas kolejnego karmienia wszystko stało się jasne. Co prawda nikt niczego Teresie nie mówił, ale, jako pielęgniarka, nie mogła i
nie chciała okłamywać samej siebie
Już wiedziała. Zaczęła odczuwać niejasny lęk, potem nawet wstyd. Pomyślała, że los przestał się do niej uśmiechać i dlatego urodziła dziecko z Zespołem Downa. Te nieprzyjemne doznania nie trwały długo. Szybko wróciła do rzeczywistości. Na nowo odzyskała poczucie szczęścia z faktu narodzin pierwszego syna.
– W pierwszej chwili był szok, płacz, obawa o to, czy podołam wychowaniu takiego dziecka – mówi. – Myślałam z przerażeniem, jak zareaguje mój mąż i całe nasze otoczenie. Ta sytuacja bardzo mnie krępowała.
Ordynator oddziału położniczego, informując małżonka Teresy, jej mamę oraz teściową, że Łukasz ma Zespół Downa, nie omieszkał dodać: „Z tym defektem dzieci nie żyją długo… Byle infekcja i już umierają… Takie dzieci trzeba tresować jak pieski. Tylko wtedy można je czegoś nauczyć”. Gdy najbliżsi relacjonowali jej przebieg i formę tej rozmowy, znowu była w szoku. Łukasz urodził się trzydzieści siedem lat temu. Drugi syn Teresy, Michał, przyszedł na świat po następnych trzech latach. Później pojawiła się Agnieszka. Ta dwójka jest zdrowa. Po urodzeniu Łukasza, przed kolejnym zajściem w ciążę, Teresa zrobiła badania genetyczne. Okazało się, że odmienność pierwszego dziecka to tylko przypadek.
– Łukasz był przez nas bardzo kochany – kontynuuje wspomnienia. – Ale kiedy wychodziłam z nim na spacer, chwilami obawiałam się, że ktoś krzywo na niego spojrzy, wytknie mi odmienność mojego dziecka. W tej sytuacji ogromnie wspierał mnie mąż. On wręcz eksponował Łukasza. Bawił się z nim, śmiał, niemal prowokował innych do zwracania uwagi na naszego niepełnosprawnego syna. Wtedy zrozumiałam, że nie mam żadnego powodu do obaw albo odczuwania wstydu.
Teresa twierdzi, że nigdy nie czuła się wyjątkową mamą. Ot co, żyła w swojej codzienności, ze smutkami i radościami. Zwyczajnie. Jako pielęgniarka, najpierw pracowała w szpitalu. Po narodzinach Łukasza trafiła do medycyny szkolnej, potem do domu dziecka. W końcu została oddelegowana do specjalnego ośrodka szkolno-wychowawczego. Ma tam do czynienia z młodzieżą o różnym stopniu niepełnosprawności intelektualnej. Twierdzi teraz, że
nie wyobraża sobie siebie w innej pracy
Każde z trójki swoich dzieci kochała i kocha tak samo. Nigdy też nie wykazywała się nadopiekuńczością wobec najstarszego syna. Momentami uświadamia sobie nawet, że mogła dla niego robić więcej. Jedno jest pewne w tej relacji: Łukasza i Teresę łączy niezwykle silna, bezwarunkowa więź. Wzajemnie siebie potrzebują.
Wspólnie z małżonkiem, Zbigniewem, Teresa, od najmłodszych lat, uczyła samodzielności najstarszego syna. A kiedy Łukasz czasami smutniał, słysząc, że jest niepełnosprawny albo ma Zespół Downa, tłumaczyła mu cierpliwie, że nie powinien czuć się gorszy, inny, bo osób niepełnosprawnych jest na świecie wiele. I że niektóre znajdują się w znacznie trudniejszej sytuacji: nie mają rąk, nóg, urodziły się niewidome, głuchonieme albo zmuszone są poruszać się na wózkach. Uczyła Łukasza prostej i mądrej prawdy: że ten świat taki już jest – należy to akceptować, cieszyć się z tego, co przynosi życie.
– Wobec Łukasza nie można być fałszywym – tłumaczy. – On doskonale odbiera nastroje innych ludzi. Wie, kiedy jest akceptowany, przed kim może się otworzyć, komu zaufać i do kogo się przytulić.
Obecność młodszego rodzeństwa sprawiała, że Łukasz nigdy nie doświadczał poczucia wykluczenia. Zapraszano go na spotkania towarzyskie, do zabaw, na wycieczki. Zawsze znajdował się pośród osób rozumiejących jego odmienność oraz wrażliwość. Tak jest do dzisiaj. Najstarszy syn Teresy
ma wielu przyjaciół
Zdrowych i niepełnosprawnych. Pielęgnuje te relacje, pamięta o ludziach, którzy są mu bliscy. Z wzajemnością. Teresę ogromnie to cieszy. Wie, że Łukasz musi mieć również własne życie.
– Wierzę, że przyszłość naszego najstarszego syna ułoży się dobrze – mówi. – Łukasz miał szczęście spotkać wielu wspaniałych ludzi, a przez to my ich poznaliśmy. Jest też jedyną osobą w naszej rodzinie, która odnosi sukcesy artystyczne. Jego prace plastyczne były prezentowane na wielu wystawach.
Kiedy Łukasz wyjeżdża na wakacje albo obozy rehabilitacyjne, Teresa zawsze stara się uświadamiać synowi, że nie w każdych okolicznościach można liczyć na mamę. Oczywiście prosi opiekunów, żeby dopilnowali takich czy innych spraw. Ale od dawna doskonale wie, że Łukasz umie o siebie zadbać. Nie usiądzie na przykład do posiłku bez umytych rąk, każdego wieczora przygotowuje sobie ubranie na następny dzień. Jest schludny. Dba o siebie. Często, gdy to tylko możliwe, Teresa szanuje jego decyzje oraz wybory. Łukasz bardzo dużo rozumie, potrafi też siebie kontrolować.
– Pojawienie się Łukasza w naszej rodzinie, odmieniło nasz świat – podkreśla. – Ogromnie cieszymy się, że mamy takiego syna. On nie tylko w najbliższych wzbudza ciepłe emocje. Na jego uśmiech czy przytulenie nie sposób reagować obojętnie. Pragniemy, by czuł się bezpieczny i szczęśliwy. Pełna wrażliwości obecność Łukasza spowodowała, że zaczęliśmy rozumieć, co na tym świecie jest najważniejsze. Rozumiemy też bardziej problemy innych ludzi, nie tylko schorowanych czy niepełnosprawnych. W sumie jesteśmy normalną rodziną. Wiele osób ma znacznie większe problemy. Dzięki Łukaszowi bardziej cieszymy się życiem, umiemy odnajdywać radość w rzeczach drobnych.