Bieżące
Prawdziwa siła człowieczeństwa
Ogólnopolskie Dni Integracji „Zwyciężać Mimo Wszystko” i Festiwal Zaczarowanej Piosenki to święto takich osób jak Przemek Kowalik. Sparaliżowanych, bez rąk, nóg albo pozbawionych wzroku, którzy wydostali się z najbardziej mrocznej czeluści cierpienia i pokazują teraz światu prawdziwą moc człowieczeństwa.
To był ułamek sekundy, zdarzenie, którego nie można było przewidzieć ani nad nim zapanować. Mały, leśny koziołek wyskoczył z pola i znalazł się tuż przy masce jadącego samochodu. W wyniku kolizji, 31-letni wówczas, Przemek uszkodził kręgosłup. Od barków w dół został sparaliżowany.
– Od chwili wypadku, w czerwcu 2003 roku, długo żyłem w głębokiej traumie – wspomina. – Najgorsze było to, że czułem się jak kłopotliwy przedmiot, którego lekarze chcą się szybko pozbyć albo nie zamierzają widzieć wcale. Miałem potworne odleżyny. Żaden szpital nie chciał mnie przyjąć, by je zoperować. Kompletnie spisano mnie na starty. A przecież – mimo że niemal całkowicie nieruchomy – wciąż czułem i myślałem. W takim stanie człowiekowi odechciewa się wszystkiego, bo ileż można patrzeć na ściany albo liczyć nierówności na suficie? W końcu podjąłem decyzję. Postanowiłem zakończyć swój dramat, rzucić się pod pociąg.
Dopiero kiedy podjechał wózkiem pod tory, przez głowę przemknęło mu, że Przemek, którego znał sprzed wypadku, nigdy by się nie poddał. Zawrócił. To było jak satori. Niemal w ułamku sekundy dogłębnie przewartościował myślenie. Zrozumiał, że najważniejsze w życiu to mieć cel i wznosić się ponad własna słabość.
Kiedy, w 2007 roku, po raz pierwszy postanowił pokonać na wózku 1000-kilometrowy dystans, o mały włos nie przypłacił śmiercią tej wyprawy. Cudem uniknął wtedy amputacji nogi. Jednak nie załamał się, nie wahał ani przez moment. Po roku intensywnych przygotowań znowu wyruszył w trasę. Z powodzeniem. W ciągu 17 dni, zmagając się z upałem, chłodem albo ulewami, przemierzył wówczas na wózku odległość pomiędzy położonymi na zachodzie Słubicami i Zosinem, który znajduje się przy granicy z Ukrainą.
– Już wiem, że nie ma granicy między możliwym a niemożliwym, słabością a siłą, szczęściem i rozpaczą. Liczy się tylko wola życia. Prawdziwego życia, z sensem – mówił wtedy dziennikarzom.
Swój projekt nazwał „Misja 1000 – Siła i Wiara”. W kolejnych latach poprzeczkę stawiał sobie coraz wyżej. Na swoim wózku elektrycznym pokonywał m.in. odległości pomiędzy przylądkiem Rozewie i Morskim Okiem (2009 r.), z Dover – przez Londyn, Greenwich, Cambridge, Liverpool, Athlone, Royston – aż do irlandzkich klifów Atlantyku (2010 r.), dotarł na wyspę Ouessant – najbardziej na północny-zachód wysunięty punkt Francji (2013 r.). Z rodzinnej Opalenicy przyjechał też na Przystanek Woodstock oraz Festiwal Zaczarowanej Piosenki do Krakowa. „Odrzucając ból i strach, pozbyłem się kompleksów, a bariery, nawet jeżeli istnieją, przypominają rekordy, wysokie poprzeczki. Są do przeskoczenia, jeśli się chce. Dotarłem w życiu do miejsca, z którego bliżej mi było do śmierci. Tam też znalazłem punkt odbicia... Spróbowałem i oto jestem!” – pisał w liście do mediów przed rozpoczęciem projektu „Misja 1000 – Siła i Wiara – Wyspy”. Innym razem wyznał: „Gdy przejechałem Polskę wzdłuż i wszerz, uwierzyłem w siebie. Byłem zaskoczony, gdy któregoś dnia, w e-mailu do znajomego, napisałem, że kocham swój wózek. Ale to prawda. Dał mi poczucie wolności. Dzięki niemu mogłem spełniać swoje marzenia”.
Na Ogólnopolskie Dni Integracji „Zwyciężać Mimo Wszystko” i Festiwal Zaczarowanej Piosenki Przemek przyjechał po raz pierwszy przed dziewięcioma laty. W tym roku – 18 i 19 czerwca – również zjawi się w Krakowie.
– To bardzo budujące i wyjątkowe wydarzenia – mówi o projektach. – Uwielbiam moment wejścia na Rynek Główny. W powietrzu wyczuwa się niezwykłą atmosferę, jest kolorowo, wokół ogrom ludzi. Przed sceną, na której wieczorem odbywają się koncerty, niepełnosprawni sportowcy rywalizują na równi z ludźmi pełnosprawnymi. Fantastyczna zabawa. Wszyscy są uśmiechnięci…
44-letni obecnie Przemek, który na swoim elektrycznym wózku przejechał do tej pory ponad dwadzieścia tysięcy kilometrów, twierdzi, że sport może być sposobem na życie, a jednocześnie lekarstwem, które nadaje sens codzienności – to możliwość samorealizacji, sposób na spełnianie marzeń. Nie tylko dla osób z niepełnosprawnościami. I chociaż sam za sportowca się nie uważa, podkreśla, że czerwcowe projekty Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko” na Rynku w Krakowie niosą przesłanie uniwersalne, pokazują prawdziwą siłę i niezwykłość człowieka.
– Bez względu na to, czy jesteśmy w pełni sprawni, czy też zmagamy się z dysfunkcjami fizycznymi, wszystko zależy od tego, jaki stan umysłu sobie wypracujemy. O tym, że jest to prawda, przekonałem się osobiście. To przecież ja byłem niemal na „dnie”, to ja zaciskałem zęby, walcząc z własną niemocą, obojętnością otoczenia oraz bólem. I – w końcu – to ja zacząłem realizować i realizuję własne marzenia. Robią to też inni. Tę autentyczną moc człowieka, z której nie każdy zdaje sobie sprawę, można zobaczyć w czerwcu. Na Rynku w Krakowie.