Opinie ekspertów

Opinie ekspertów

Zbigniew Preisner (juror koncertu finałowego w 2008, 2013 i 2014 r.): Życzyłbym sobie, żeby Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu osiągnął kiedykolwiek taki poziom, jaki reprezentują wokaliści Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty.

Anna Maria Jopek i Anna Lewandowska, fot.: archiwum Fundacji

Irena Santor (opiekunka artystyczna wszystkich edycji Festiwalu Zaczarowanej Piosenki): W niepełnosprawnych wokalistach dostrzegam niesamowity potencjał i możliwości. Dlatego uważam, że niektórzy z nich mogą z powodzeniem rywalizować na największych festiwalach polskiej piosenki. Trzeba im tylko stworzyć szanse. Marzę, by kiedyś nasi zaczarowani artyści zaśpiewali podczas Koncertu Debiutów w Opolu. Najwyższy czas, żeby tymi młodymi ludźmi zainteresowali się menedżerowie i agencje artystyczne; by ci, co zarabiają na piosence i szukają talentów, zrozumieli, że również na talencie osób niepełnosprawnych można zrobić duże pieniądze. W końcu jakie to ma znaczenie, że ktoś nie widzi albo siedzi na wózku? Na scenie liczy się głos i osobowość wokalisty. Niech Pan Bóg da Annie Dymnej zdrowie, a ludzie pieniądze, by mogła dalej organizować ten niezwykły konkurs.

Elżbieta Zapendowska (jurorka koncertu finałowego w 2008 r.): Ten festiwal mnie oczarował. Słyszałam tu wiele utalentowanych osób. Ale Polska to dziwny kraj, tu nie wybiliby się nawet Michel Petrucciani, genialny kompozytor i pianista jazzowy cierpiący na karłowatość, czy niewidomy Stevie Wonder. Nie słyszałam, by w świecie muzyki zaistniała w naszym kraju jakaś osoba niepełnosprawna, nie wyłączając instrumentalistów. Ale po to jesteśmy, żeby zmieniać ten świat. Myślę, że sprawimy wreszcie, by któraś z osób występujących podczas finału tego konkursu pojawiła się na profesjonalnej estradzie. W głosowaniu jury podczas finału Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty oddałam swój głos w pełni odpowiedzialnie i świadomie, właśnie po to, by zmieniać ten świat.

Jan Kanty Pawluśkiewicz (juror koncertu finałowego w 2005, 2006, 2008, 2010, 2011, 2013, 2014 r.): Mistrzostwo wokalne polega na tym, że, mimo iż piosenkarz bardzo ciężko pracuje na próbach, to na scenie tego trudu nie widać: widownia słyszy wszystko lekko i pięknie. I z czymś takim mamy do czynienia na scenie tego festiwalu. Ci niepełnosprawni wokaliści ciężko pracują, by wypaść podczas koncertów jak najlepiej, uczą się śpiewu, pilnie słuchają rad profesjonalistów. W barwie ich głosów słychać pasję, serce i miłość do muzyki. Niestety, wiele polskich festiwali wygląda dzisiaj tak, że osoby, które w nich występują, nie mają pojęcia, co śpiewają. Natomiast na Festiwalu Zaczarowanej Piosenki sytuację mamy przeciwną: tutaj widać i słychać, że artyści rozumieją to, co robią.

Jacek Cygan (juror koncertu półfinałowego w 2007 r., finałowego w 2010, 2013, 2014 r.): W atmosferze tego festiwalu najbardziej urzekające jest to, że nie wyczuwa się, iż jest to konkurs, w którym biorą udział osoby niepełnosprawne. Podejście wykonawców i organizatorów do tej imprezy jest niezwykle profesjonalne. Fakt, że występują tutaj osoby niewidome, poruszające się o kulach albo na wózkach, żadnego znaczenia nie ma. Czy gdyby Stevie Wonder pojawił się na takim festiwalu, to odmówiono by mu kariery?

Monika Kuszyńska i Sandra Chorąży, fot.: archiwum Fundacji

Maria Szabłowska (jurorka koncertu półfinałowego w 2009 r.): Uczestniczyłam w wielu konkursach muzycznych, ale tutaj, w Łazienkach Królewskich, towarzyszą mi szczególne emocje. Jeśli artysta wyzwala w publiczności silne emocje, mimo iż nie ma fantastycznego warsztatu lub śpiewa nieczysto, to jest to zjawisko pozytywne; to znaczy, że jest w nim coś niezwykłego. Jako juror, daję szansę takiemu wokaliście. Przecież Édith Piaf swoimi występami oczarowywała wszystkich, elektryzowała tłumy, mimo że miała braki warsztatowe.

Zbigniew Hołdys (juror koncertu finałowego w 2008 r.): Przysłuchując się niektórym utworom wykonywanym podczas Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, mogę powiedzieć tylko jedno: rewelacja! Gdyby ten koncert miał miejsce w Stanach Zjednoczonych, natychmiast występujący tutaj piosenkarze byliby zwerbowani przez jakieś szajki producenckie i wykreowani na idoli dzieci albo młodzieży. Jedna dziewczyna pokazała tu coś, co jest darem Boskim: ma swingujący głos z kolosalnym, nieprawdopodobnym wyczuciem rytmu. To jest coś takiego, co posiada Justin Timberlake, Stevie Wonder, Michael Jackson, czyli wybrańcy, ludzie, którzy pulsują własnym głosem jak perkusją.

Anna Maria Jopek (artystka towarzysząca osobie niepełnosprawnej w 2005 r.): Dzięki Festiwalowi Zaczarowanej Piosenki po raz kolejny okazało się, że muzyka przezwycięża wszelkie bariery i zaciera różnice pomiędzy ludźmi. Poziom imprezy jest niezwykle wysoki. Występowałam tutaj z ogromną satysfakcją i przyjemnością.

Krzysztof Szewczyk (juror koncertu półfinałowego w 2010 r.): Usłyszałem wielu wspaniale śpiewających i bardzo wrażliwych ludzi. Często o wiele wrażliwszych niż w pełni zdrowe osoby. Sama impreza jest bardzo wzruszająca, ponieważ organizowana jest z wielkim sercem, którego brakuje w dzisiejszym, zmaterializowanym świecie. Wszyscy członkowie jury przeżywali każdy kolejny występ. Niezwykle trudno było wybrać szóstkę z każdej kategorii. Poziom wokalny był różny, ale kilka osób ma naprawdę ogromne możliwości i jestem przekonany, że, jeśli zostaną jeszcze trochę przygotowane, to na Rynku w Krakowie zaprezentują coś wyjątkowego.

Od lewej: Zbigniew Preisner, Danuta Grechutowa, Jacek Wójcicki, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Zbigniew Hołdys, Ewa Błaszczyk, Elżbieta Zapendowska, fot.: archiwum Fundacji

Jerzy Satanowski (juror koncertu półfinałowego w 2012 r. i finałowego w 2006 r.): Do tego festiwalu mam ogromny sentyment. Uważam go za rzecz genialną. Po to, żeby nie sugerować się współczuciem dla niełatwego losu niepełnosprawnych wokalistów, a móc jedynie koncentrować się na ich zdolnościach muzycznych, zamykałem czasami oczy. I mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością, że niektórzy reprezentowali bardzo wysoki poziom. Problemem jest jednak to, że nie zawsze wykonują oni repertuar, dzięki któremu mogą siebie wyrażać. Tymczasem każdy piosenkarz musi śpiewać tak, żeby dawać wiarę, iż śpiewa we własnym imieniu. Ta kwestia dotyczy nie tylko Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, ale wszystkich konkursów wokalnych na świecie, również tak popularnych ostatnio w naszym kraju telewizyjnych talent-show.

Andrzej Sikorowski (artysta towarzyszący osobie niepełnosprawnej w 2008 r.): Jakie to ma znaczenie na scenie, że ktoś nie widzi albo porusza się o kulach. Ważne, żeby dobrze śpiewał, a wykonawcy tego festiwalu śpiewają znakomicie. Prawdziwe predyspozycje do śpiewania siedzą przecież w gardle, uszach i duszy. Reszta jest nieistotna. Poza tym kariery muzycznej nie trzeba wiązać z wyczerpującymi fizycznie trasami koncertowymi. Są inne możliwości: radio, nagrania fonograficzne. Myślę, że ten festiwal osoby niepełnosprawne powinny traktować jako pierwszy krok do kariery muzycznej. Bez zbytniej ekscytacji, bo przecież każdy, nawet najbardziej uzdolniony artysta, musi mieć też własny repertuar. Nie może tylko odtwarzać piosenek innych wykonawców.

Edyta Górniak (artystka towarzysząca osobie niepełnosprawnej w 2006 r.): To wielka rzecz móc uczestniczyć w tym święcie radości i tolerancji. Za rok mogę więc przyjechać wyłącznie po to, żeby parzyć herbatę uczestnikom festiwalu. Nawet taka rola na tym festiwalu w zupełności mi wystarczy.

Grzegorz Turnau (artysta towarzyszący osobie niepełnosprawnej w 2005, 2013 r.): Takie festiwale są niezwykle potrzebne. Tylko dzięki nim mają szansę wypłynąć talenty na miarę Andrea Bocelli czy Stevie Wandera. Wszyscy utalentowani ludzie, bez względu na swoją sprawność fizyczną, powinni mieć prawo upiększać śpiewem ten świat. Duże brawa dla Ani Dymnej.

Grzegorz Markowski (artysta towarzyszący osobie niepełnosprawnej w 2008 r.): Cieszę się, że, występując z tymi wspaniałymi wokalistami, pomagam dawać światu sygnał, że na komercji świat się nie kończy, że niepełnosprawni wokaliści mają talent, który ludziom może ofiarować wzruszenie. Przyjechałem na krakowski Rynek służebnie wykonać to, do czego wewnętrznie czuję się zobowiązany. Uważam na przykład, że Darek, z którym śpiewałem, wykonał utwór w pełni zawodowo. Wielu uznanych wokalistów nie zaśpiewałoby tego utworu tak jak on. Ten mężczyzna ma wspaniały głos. Nie musi posługiwać się urządzeniami, dzięki którym kreuje się współczesne gwiazdy jednego sezonu.

Urszula Dudziak (jurorka koncertu finałowego w 2013 i 2014  r.): Ubóstwiam Annę Dymną, uważam, że robi fantastyczne rzeczy, że jest wielka. Mogę stwierdzić z pełną odpowiedzialnością, że w ocenie występujących tutaj piosenkarzy nie będę kierowała się współczuciem dla ich niepełnosprawności. Jeżeli chodzi o sztukę, to albo mnie ona wzrusza i jestem do niej przekonana, albo nie odczuwam niczego. Nie jest więc dla mnie ważne to, czy ktoś śpiewając siedzi na wózku, czy stoi prosto. Liczy się piękno, wrażliwość i brzmienie, jakie dana osoba ma do przekazania.

Stanisław Soyka i Agata Zakrzewska, fot.: archiwum Fundacji

Grzegorz Cugowski (artysta towarzyszący osobie niepełnosprawnej w 2011 r.):  Jeśli ci młodzi ludzie będą chcieli w życiu śpiewać, to z pewnością im się to uda. Warunki głosowe mają bardzo dobre. Ważne tylko, żeby mieli w sobie dość samozaparcia, by podążać za swoimi marzeniami. Odporność psychiczna również im się przyda. Ogromna wartość tej imprezy polega między innymi na tym, że nie ma tutaj żadnych playbacków i innych muzycznych „wspomagaczy”. To rzadka rzecz w dzisiejszym świecie konkursów wokalnych muzyki pop. Publiczność i jurorzy – a jurorzy są tutaj znakomici – mogą więc ocenić, co naprawdę reprezentują występujący artyści. Więcej nie trzeba dodawać, by wykazać ogromną rangę tego festiwalu.

Kayah (artystka towarzysząca osobie niepełnosprawnej w 2013 r.): Jestem tu dlatego, że swojej popularności uwielbiam używać również do fajnych spraw. Podczas prób usłyszałam, że ci ludzie są bardzo muzykalni. Myślę, że, pracując nad sobą, mogą osiągnąć sukces. Talent jest talentem, muzykalność – muzykalnością. Nic innego nie wchodzi w grę. Tego rodzaju festiwal nie tylko staje się szansą dla młodych ludzi z niepełnosprawnościami fizycznymi, ale uczy też empatii, której nam, Polakom, brakuje.

Hanna Banaszak (artystka towarzysząca osobie niepełnosprawnej w 2009 r.): Podział na utalentowanych wokalistów sprawnych i niepełnosprawnych jest czymś sztucznym. Talent albo się ma, albo nie. I dlatego fakt, że ktoś chodzi o własnych siłach, a inny porusza się na wózku bądź nie widzi, nie ma w muzyce najmniejszego znaczenia. Przyznam, że, występując na tym festiwal, nie kierowałam się szczególną wrażliwością czy swego rodzaju pokłonami dla osób, z którymi śpiewałam. Zwyczajnie partnerowałam im na scenie. Uważam, że posiadając ogromne zdolności wokalne, na taką zwyczajność po prostu zasługują. Natomiast mówienie o jakichś szczególnych emocjach byłoby wysoce krzywdzące dla tych wykonawców. To są utalentowani artyści i jedynie w taki sposób należy ich traktować. Chwała więc Ani Dymnej za to, że organizuje imprezę, podczas której te osoby mogą zaprezentować się szerokiej publiczności.

Monika Kuszyńska (artystka towarzysząca osobie niepełnosprawnej w 2011 r., jurorka koncertu finałowego w 2010 r.): Festiwal Zaczarowanej Piosenki to wspaniałe wydarzenie. On zmienia perspektywę nie tylko ludziom sprawnym. Daje także wiarę w siebie osobom niepełnosprawnym, które, posiadając talent wokalny, czasami boją się go pokazać. Sama tego doświadczyłam, jako osoba, która niespodziewanie znalazła się na wózku, znam to uczucie skrępowania własną innością. Dlatego cieszę się ogromnie, że w ubiegłym roku byłam jurorem koncertu finałowego tego festiwalu, a w tym partneruję na scenie osobie niepełnosprawnej.

Stanisław Soyka (artysta towarzyszący osobie niepełnosprawnej w 2010 r., juror koncertu półfinałowego w 2015 r.): Ten festiwal to niezwykle ważna rzecz. Nie tylko dlatego, że służy społecznej integracji, a dla wielu osób posiada wymiar terapeutyczny. Ogromnie szanuję wszelkie inicjatywy umuzykalniające. Od kilku lat przechodzimy w tym względzie poważny kryzys, szczególnie w nauczaniu początkowym. Inna rzecz, że dostrzegam tu paru wokalistów z dużym potencjałem. Myślę, że, z powodzeniem, mogliby zaistnieć na profesjonalnej scenie muzycznej.

Jury 2014 r.: Urszula Dudziak, Justyna Steczkowska, Magda Umer, Jacek Cygan, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Zbigniew Preisner, Agata Passent, fot.: archiwum Fundacji

Czesław Mozil (juror koncertu półfinałowego w 2015 r.): W tym festiwalu najbardziej widoczna jest chęć śpiewania. Robienie tego z serca. Dlatego możliwość uczestniczenia w takim wydarzeniu jest dla mnie wielkim przeżyciem. Proszę nie pytać, czy w moich decyzjach, gdzieś tam z tyłu głowy, będę kierował się współczuciem dla występujących tu wokalistów. Jestem chłopakiem wychowanym w Danii. Tam nie robi się rozróżnień na osoby niepełnosprawne i sprawne. Wybierając finalistów, zamierzam więc słuchać tylko, co potrafią przekazać. Poza tym niepełnosprawność mnie nie rozczula, nie jest dla mnie niczym osobliwym. Jako młody muzyk, dorabiałem opiekując się osobą z porażeniem mózgowym.
 

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz