Archiwum

Piotr Dudek i Marcin Sienkiewicz

13 listopada 2014 r.

Rozmowa z Piotrem Dudkiem i Marcinem Sienkiewiczem – osobami poruszającymi się na wózkach inwalidzkich.

A.D.: Witam Panów serdecznie: Piotra i Marcina.

Marcin: Witamy

Piotr: Dzień dobry.

A.D. Myśmy się poznali w bardzo miłych okolicznościach. Co to była za sprawa?

P.: Tak, te okoliczności były bardzo miłe i dla nas niesamowite. Dostaliśmy nagrodę im. Jana Rodowicza „Anody”. To jest taka nagroda przyznawana przez Muzeum Powstania Warszawskiego dla bohaterów czasu pokoju. Akurat my dostaliśmy tą nagrodę za całokształt działalności, którą się zajmujemy.

A.D.: Czyli mam zaszczyt rozmawiać dzisiaj z bohaterami prawdziwymi. Słuchajcie, żeby nam się lepiej rozmawiało będziemy sobie mówić „ty”.

P.: Dobrze

A.D.: Czy dasz radę złapać kamień? Uwaga rzucam do góry zielony kamyk na szczęście.

P.: Jest!

A.D.: A, bardzo ładnie! Marcin, orientuj się! U, sprytny… Ty lepiej ruszasz rękami, nie? Od Piotra?

M.: Tak, tak.

A.D.: Dobrze… Słuchajcie, czyli tak: wiemy już, co was łączy. Łączy Was wspólna nagroda i wspólny tytuł. A kiedy wyście się poznali?

M.: Poznaliśmy się cztery, pięć lat temu z Piotrkiem. Przyjechałem pierwszy raz. Poznałem go przez wolontariuszkę, która pracowała w fundacji, gdzie Piotrek zaczynał działać i tam właśnie na zajęciach w tej fundacji się poznaliśmy.  

A.D.: A co to za fundacja?

M.: To jest fundacja, w której obecnie pracujemy. Jest to fundacja pomocy osobom niepełnosprawnym „ratownik górniczy” z Jaworzna.

A.D.: Mhm, czyli połączył was właściwie wózek, tak?

M.: Tak, tak. No wózek nas można powiedzieć łączy.

A.D.: (Śmiech). To teraz może musimy się dowiedzieć, w jaki sposób znaleźliście się na tych wózkach dobrze? Piotrze, jak to się stało?

P.: To się stało zaraz po ukończeniu szkoły średniej, czyli miałem 18 lat. Był taki nieszczęśliwy wypadek, spadłem z dachu i po prostu złamałem kręgosłup w odcinku szyjnym. To jest tetraplegia…

A.D.: A co żeś tam robił na tym dachu?

P.: No niefortunnie wyszedłem i…

A.D.: Czyli sam sobie…

P.: Tak, tak, sam sobie ten los zgotowałem i od tej pory właśnie jestem osobą niepełnosprawną.

A.D.: Ale rękami ruszasz?

P.: Tak, rękami teraz ruszam.

A.D.: a czy dłonie masz sprawne?

P.: Dłonie mam nie do końca sprawne.

A.D.: A Ty skąd się wziąłeś na tym wózku?

M.: U mnie można powiedzieć były całkiem inne okoliczności. Ja nie z własnej winy, dostałem nożem w plecy. Więc stało się tak: siedziałem z kolegą na ulicy, siedzieliśmy sobie na murku i widziałem jak w odległości nie całych stu metrów biją kolegę – człowieka, którego znałem z widzenia. I trzy osoby okładały go, kopali go, oni normalnie nosili go na tych nogach. I w tym momencie obudził się we mnie taki odruch, żeby pobiec mu pomóc. Pobiegłem mu pomóc i tam, podczas właśnie bójki doszło do tego, że poczułem tylko jak poderwało mi nogi do góry i upadłem na pupę, na ulicę i wtedy już, od tamtej pory jestem na wózku. Nie wiem, kto to był, do dzisiaj tego nie wiadomo. Jedna osoba z tych osób już nie żyje, nikt nie wiedział, nikt się nie przyznawał do tego, jak to się stało i tak dalej. W tym momencie jak później, jak już te wszystkie moje ciuchy poszły do ekspertyzy, do medycyny sądowej, to się okazało, że był nóż w plecach, został wbity. Na początku była diagnoza taka, że mam kawałek szyny wbity.

A.D.: A skąd ta szyna się wzięła?

M.: Ponieważ było jeszcze coś takiego, że wtedy jak już w momencie kiedy upadłem na ulicę, te osoby zaczęły uciekać. Pobiegł za mną kolega, z którym byłem i ja mówię, że nie wiem, że nie czuje nóg i on wtedy podciągnął mnie pod taki sklep na tej ulicy i oparł o wystawę. A ten człowiek, którego bili, on się w tym momencie ocknął. I jak kolega pobiegł za tymi osobami, zobaczyć gdzie oni uciekają, on myślał, że to ja go pobiłem i jeszcze od tego człowieka, którego broniłem, dostałem dwa kopniaki na klatkę piersiową i po prostu moim ciałem rozbił całą szybę wystawową, która spadła na mnie. Także już wtedy miałem kompletną…

A.D.: Czyli ten, któremu pomagałeś i może życie uratowałeś, Ci dowalił, tak?

M.: Tak, jeszcze od niego dostałem jak się to mówi podziękowanie, takie.

A.D.: Nosisz jakiś taki żal w sobie?

M.: No na pewno. Podejrzewam, że bym się dwa razy zastanowił, zanim bym ruszył. Chociaż to ludzki odruch spowodował to, że pobiegłem mu pomóc.

A.D.: Ahhh, to powiedzcie mi teraz tak: nagle się całe życie wali. Leżałeś w szpitalu, czy Ty od razu wiedziałeś, że nie będziesz chodził, czy jak to jest?

Czy to się człowiek o tym stopniowo dowiaduje?

P.: Na pewno nie od razu człowiek sobie uświadamia, że już nigdy nie będzie chodził. No to jest straszne przeżycie, jeżeli człowiek młody, osiemnastoletni, który ma plany na życie, jest aktywny i robi wszystko samodzielnie, nagle okazuje się, że tylko może leżeć i liczyć na osoby trzecie do pomocy czegokolwiek. Czy się ubrać, czy cokolwiek zjeść, czy się umyć. Więc to jest straszne i trzeba sobie to w głowie poukładać. Czas, który człowiek potrzebuje do tego jest różny. Rehabilitacja trwa praktycznie cały czas. Człowiek się rehabilituje, ale takie początki no to tak: cztery tygodnie w szpitalu po operacji, później dwa miesiące na rehabilitacji no i człowiek przychodzi do domu, i w zasadzie nie wie co robić, jak dalej żyć, prawda?

A.D.: A czy ktoś uświadamiał Cię, ktoś z Tobą rozmawiał, był jakiś psycholog?

P.: Właśnie nie ma, nie ma żadnych psychologów. Są rehabilitanci, no ale rehabilitanci rehabilitują i mówią żeby ćwiczyć i próbować, bo każde uszkodzenie, złamanie kręgosłupa jest inne. Jeden człowiek może ruszać nogami i rękami, a drugi może być bezwładny, prawda. No i później, z czasem, z czasem, człowiek sobie jakoś uświadamia, że albo trzeba żyć, albo trzeba płakać.

A.D.: Płakałeś dużo?

P.: Płakałem, tak. Każdy myślę jakieś ma tam chwile załamania zaraz po tych wypadkach bądź jakichś innych uszkodzeniach kręgosłupa no i myślę, że każdy gdzieś tam płacze do poduszki.

A.D.: A Ty Marcin jak to przeżyłeś? Kiedy się dowiedziałeś, że w ogóle nie będziesz nigdy chodził?

M.: Tego się nie dowiedziałem do dzisiaj.

A.D.: Czyli może będziesz chodził?

M.: Bo prawda jest taka, że to człowiek jak to się mówi z czasem uświadamia. Aczkolwiek po wypadku no zawsze człowiek miał tą nadzieję. Lekarz stwierdził, że jak tam leżałem, też bardzo długo leżałem w szpitalu, ponieważ miałem różne infekcje i tak dalej. I tam gdzie była ta rana kłuta, ta rana nie chciała się zagoić, tam były różne infekcje, otwierało się. Przyszedł rehabilitant i ruszył mi nogą, bo już się okazywało, że są jakieś przykurcze się robią itd., od leżenia. Ruszył nogą, okazało się, że na plecach cała rana się otworzyła, wylał się jakiś płyn, itd. Znowu jeździłem na rezonanse, także ponad dwa miesiące leżałem w szpitalu i później zostałem wypisany do ośrodka rehabilitacyjnego, no i jak to się mówi rehabilitacja, rehabilitacja, rehabilitacja i nadzieja ta, że będę chodził. Byłem właśnie na rehabilitacji w Reptach zaraz po szpitalu w Tarnowskich Górach i później z Rept pojechałem na rehabilitację do Krzeszowic, tutaj przed Krakowem. I po rehabilitacji w Krzeszowicach cały czas byłem nastawiony na tą rehabilitację i ćwiczyłem sam, zapierałem się, aż do tego stopnia, że w końcu ćwicząc kiedyś w domu, to w kwietniu miałem wypadek, a we wrześniu właśnie sam sobie złamałem nogę w udzie, podczas rehabilitacji właśnie.

A.D.: Zacięty jesteś…

M.: Tak i cały czas była nadzieja, że człowiek wstanie na nogi, nie… Wiele rzeczy zaczynało, jak to się mówi, przychodzić, czyli poprawiły się tam fizjologiczne sprawy, itd. Jakiś ruch minimalny zaczął się pokazywać, aczkolwiek no do dzisiaj za wiele się nie zmieniło.

A.D.: Mhm. A miałeś takie chwile rozpaczy, że już dosyć masz tego?

M.: No na pewno. Na pewno. Bo to twierdzę, tak jak Piotrek mówi, że każdy z nas miał takie chwile, gdzie był sam i rozmyślał nad tym, dlaczego to się tak stało, popłakał gdzieś tam sobie właśnie do poduchy, itd. W Reptach Śląskich właśnie na rehabilitacji miałem po raz pierwszy styczność z aktywną rehabilitacją. Jak zobaczyłem, jakie rzeczy ludzie robią na wózkach, to stwierdziłem, że chyba w życiu nie będę tak robił. Aczkolwiek są czasy inne, nie. Wszystko się zaczęło zmieniać, zacząłem trenować…

A.D.: Ale powiedzcie np. alkohol nie był waszym problemem? Bo jak człowiek jest w jakiejś rozpaczy, to czasem chce się w coś zatopić.

M.: Na pewno się gdzieś tam pojawiał, aczkolwiek żebym popadł w jakiś taki alkoholizm, żebym zaczął pic, to nie, nie było. Bardziej myślałem uciec, pozbierać się. Dlatego właśnie bardzo dużo samoobsługi, żeby cały czas, nawet to dzisiaj dążę do tego, żeby ta rehabilitacja była w sposób taki, żeby nie być zależnym od osób trzecich, czyli samemu sobie dać radę, samemu się ubierać, kąpać, poruszać, samemu sobie szykować jedzenie, itd.

A.D.: A Ty Piotrek miałeś jakiś taki problem z alkoholem, czy z jakimś takim, jakieś próby samobójcze, takie coś dopada czy nie?

P.: Próby samobójcze może nie. W głowie gdzieś na pewno coś takiego przechodziło, może byłoby łatwiej skończyć z sobą, albo coś. Ale to nie w tym rzecz, życie ma się jedno i stał się wypadek, trzeba dążyć do tej właśnie jak Marcin mówi samodzielności. To jest dla nas największa rehabilitacja – samodzielność. To jednak góruje nad wszystkim. A z alkoholem było różnie, wiadomo, że tam człowiek czasami, że tak powiem, wypił sobie parę rzeczy głębszych czy coś takiego, trochę zapominał o tym, itd. Ale to też nie jest w tym droga, prawda. Jeżeli ktoś tam pije dalej cały czas, no to nie dojdzie do samodzielności.

A.D.: Czyli jak na przykład coś takie dzieje się z człowiekiem, że zmienia się całkiem jego życie, to też się chyba bardzo dużo dowiadujecie o otoczeniu, nie? O przyjaciołach, o ludziach… Czego Ty się Piotrek dowiedziałeś?

P.: Czego ja się dowiedziałem? Na pewno zauważyłem osoby niepełnosprawne, że one są. Że one istnieją, są w społeczeństwie.

A.D.: Wcześniej nie widziałeś?

P.: Wcześniej nie zauważałem tego. Myślę, że to nie dochodziło do mnie, że są osoby na wózkach, są osoby nie widome, osoby z zespołem Downa, itd. Teraz z takimi osobami współpracujemy różnymi i lubimy się i jest w porządku. Czego się nauczyłem? Myślę, że takiej pokory do życia, że człowiek nie jest niezniszczalny, jak się to wydawało, jak się miało 18 lat. Że człowiek może wszystko i jest niezniszczalny. Teraz myślę, że jednak jakoś jest zniszczalny, aczkolwiek trzeba sobie jakoś ze wszystkim radzic.

A.D.: Jesteście w końcu bohaterami. To jak wyście to zrobili? Że siedzicie biedaki na wózkach, tak wszyscy się nad wami litują, a wy nagle, że tak powiem, zagrzewacie do czynów wiele osób. Co wy tam w tej fundacji robicie?

M.: W fundacji prowadzimy zajęcia. Głównie właśnie skupiamy się na sporcie, nie. Prowadzimy zajęcia sportowo – rehabilitacyjne z szermierki na wózkach, mamy sekcje szermierki na wózkach, mamy sekcje wędkarstwa, prowadzimy zajęcia z „boccia”, jest to taka dyscyplina paraolimpijska dla osób niepełnosprawnych, gdzie właśnie te zajęcia prowadzimy w ramach takiej integracji społecznej, właśnie między osobami pełnosprawnymi a niepełnosprawnymi. Bierzemy udział, organizujemy turnieje, bierzemy udział w różnych zawodach.

A.D.: Czyli nie czujecie się gorsi w żaden sposób, że jesteście na wózkach?

M.: Nie, wydaje mi się, że właśnie to bym życzył każdemu, do tego dążę – jeżeli spotkam osobę niepełnosprawną, to do tego właśnie dążymy, żeby przekazać jej tą taką wiedzę na temat właśnie samodzielności. Żeby ona usprawniała się na tyle, a nie zamykała się w domu. Na ile to właśnie ta niepełnosprawność też pozwala, bo nieraz jest tak, że są osoby, które no choćby nie wiadomo co, to nie da się z nimi tego zrobić.

P.: Takie dzieci, które z nami współpracują, od tego małego mają z nami kontakt, prawda, czyli jak one już dorastają, to już dla nich jest to normalne. Że są osoby pełnosprawne i niepełnosprawne, i na wózkach i niewidome i z różnymi innymi rzeczami, także oni już nie będą mówili „o rany! dziwne to jest dla mnie”. Tylko dla nich będzie to normalne, prawda, i to myślę, że to jest też fajne.

M.: Kiedyś też spotkałem się, co mnie bardzo zdziwiło, bo jechałem na rowerze przez takie małą wioseczkę za Częstochową i szły dwie dziewczynki, może w wieku, ja wiem, chodziły do czwartej klasy podstawówki. I jedna mówi do drugiej jak przejechałem koło nich: „popatrz jaki rower!”. A druga mówi: „to jest taki specjalny rower dla osób niepełnosprawnych”. Czyli ta wiedza gdzieś tam jest już i w szkołach, ta edukacja działa itd., że te osoby orientują się w tym.

A.D.: Ty jeździsz na, Ty uprawiasz bieganie na wózkach? Jak to się nazywa?

M.: Tak, kolarstwo ręczne na handbike’ach.

A.D.: Brałeś udział w maratonie wczoraj?

M.: Tak, tak brałem.

A.D.: Jeszcze musisz poćwiczyć, bo 19 byłeś, tak? (śmiech)

M.: Tak, no ja dopiero w tym roku zacząłem się w to bawić, właśnie też nie mam nawet swojego rowera, tylko mam rower pożyczony z klubu od Rafała Szulca z Krakowa. I tam po prostu działamy. Zaczyna się, pierwszy rok jak to się mówi taki zapoznawczy, gdzie staramy się tym bawić. A może przyszły rok już będzie taki, że będziemy już próbować jakieś lepsze miejsca zając.

A.D.: Teraz chciałabym porozmawiać o takich rzeczach bardzo ważnych w życiu człowieka, a mianowicie o dziewczynach i kobietach. Bo wy jesteście na wózkach. Macie piękne dziewczyny. Ty masz Agnieszkę, a Ty masz Kasię. To są zdrowe, młode, śliczne dziewczyny. I są obok was. I to jak to jest w ogóle jak to jest na wózku? Czy to przyjemność z obcowania z kobietą jest taka sama, czy to się da? Bo ludzi to zawsze intryguje.

M.: Wydaje mi się właśnie, że to jest taki ciekawy temat i ludzie są bardzo ciekawi tego. I też staramy się na tych obozach uświadamiać i osoby niepełnosprawne, i osoby pełnosprawne, jak to wygląda. No to nie jest to inaczej jak w życiu normalnym. Na pewno jest może kilka tam przeszkód, ale są też na to różne sposoby. Dlatego też życie intymne osoby niepełnosprawnej z osobą pełnosprawną nie różni się niczym. Jest, nawet nieraz mógłbym powiedzieć, że jest przyjemniejsze niż dwie osoby pełnosprawne.

A.D.: Trzeba bardziej pokombinować i to wtedy jest ciekawsze?

M.: Tak, tak.

A.D.: A dziewczynom to nie przeszkadza, że wy na wózkach? No bo one nie chciały z nami rozmawiać, są tutaj z nami. Mam nadzieję, że przyjdą się z nami przywitać. Mam dla nich kamyczki na szczęście. Jak to się w ogóle, jak wyście je poznali? Jak Ty poznałeś twoją Agnieszkę?

P.: Ja poznałem Agnieszkę właśnie w sumie dzięki naszej fundacji. Organizowaliśmy taki turniej „boccia”, który organizujemy. To był grudniowy turniej, mikołajkowy i ona właśnie przyjechała z Kasią, bo razem pracują, dziewczyną Marcina, na ten turniej i pomóc tam w sprawie sędziowania, zapisywania, rozpisywania drużyn. No i tam się poznaliśmy, na tym turnieju u nas w Jaworznie. No i tak się umówiliśmy, zaczęło się, zaczęliśmy się spotykać. No i tak jesteśmy teraz razem, także to się tak potoczyło w miarę szybko, ale fajnie.

A.D.: A jak rodzice jej?

P.: Rodzice? Rodzice, no w porządku, zaakceptowali, że ma chłopaka na wózku. Tam mieli styczność z jakimiś osobami niepełnosprawnymi, także dla nich to nie był jakiś tam straszny, duży szok. Aczkolwiek na pewno też nie od razu się z tym pogodzili, prawda, czy tak było im wesoło może, ale w porządku.

A.D.: A Ty Marcin z Kasią jesteś już wiele lat, nie? Ile wy lat jesteście razem?

M.: Ja mógłbym powiedzieć, że to jest taki dość długi staż. Dziewięć lat.

A.D.: Dziewięć lat…

M.: Dziewięć lat. Kasię poznałem w Reptach właśnie, gdzie byłem na rehabilitacji. Ona przyjeżdżała w odwiedziny do swojego brata, który też właśnie złamał się. No i tam żeśmy się poznali i później brat pojechał do domu, a Kasia dalej zaczęła przyjeżdżać do mnie. I od tego się zaczęło. No i jesteśmy ze sobą już bardzo długi okres, wydaje mi się, że będziemy próbować to zalegalizować, jak to się mówi.

A.D.: A marzycie o tym, żeby mieć dzieci, normalnie tak? Da się to? Da, nie?

M.: Tak, tak. Wiele osób niepełnosprawnych ma dzieci i nie ma do tego żadnych przeszkód. Moim marzeniem jest właśnie założyć rodzinę, mieć przynajmniej dwójkę dzieci, no i z Kasią żeby to było, nie.

A.D.: A rodzice Kasi?

M.: Rodzice Kasi…

A.D.: Lubią Cię?

M.: Na początku mama Kasi, mając już syna na wózku… No nie było to dla niej, jak to się mówi, to mi się wydaje jak we wszystkich rodzinach. To trzeba poznać tą osobę na wózku i dopiero wtedy można to ocenić, bo na pierwszy rzut, pierwsze spotkanie, itd., to wiadomo jest to takim trochę… szokiem.

P.: Szokiem, tak. Bo to zawsze tak, jedyna córka, czy dwie córki się ma, no to chciałoby się, rodzice tych dziewczyn, żeby było jak najlepiej, żeby miały.

A.D.: Książę z bajki?

P.: Książę… Mena dużego, żeby ją nosił itd., nie. A to niekiedy zdarza się na odwrót. Że to one nam muszą coś tam pomóc, gdzieś coś tam wózek przenieść…

A.D.: A wy zawsze możecie je tam powozić na kolankach.

P.: No tak, możemy je wziąć na kolana i przewieźć. Są tego plusy i minusy.

A.D.: Śmieję się tak.

M.: Na dzień dzisiejszy wydaje mi się, że przynajmniej takie słuchy do mnie dochodzą, że nie wyobraża sobie, żeby Kasia była np. z kimś innym.

A.D.: Jak człowieka spotyka coś takiego, co was spotkało. Ja znam takich ludzi, którzy są na wózkach, którzy nienawidzą świata, którzy są zamknięci, piją, różnych znam. Oni nie umieją się tak zaakceptować. A wy jesteście tacy otwarci. Nie dość, że kurcze dziewczyny macie fantastyczne, piękne, ludzie was kochają, zostaliście bohaterami, to kto wam w tym pomógł, że takie coś się w was otworzyło? Czy mieliście takie charaktery zawsze?

P.: Ja chyba nie miałem takiego charakteru. Myślę, że ten wózek tak troszeczkę mnie zdopingował do tego. No bo tutaj, w przypadku właśnie takich osób poruszających się na wózkach, no są dwa wyjścia. Albo ktoś będzie płakał i pił i siedział w domu zarośnięty, brudny i śmierdzący, że tak powiem, no albo się weźmie do życia i coś w tym życiu zrobi, osiągnie. Nie sztuką jest chlać cały czas, tylko coś zrobić. No mimo tego, że się złamało, to pokazać też na przekór tej rodzinie, wszystkim znajomym, że a coś mogę, chociaż jestem na wózku to mogę zrobić to, mogę zrobić tamto. Mogę gdzieś się pokazać, mogę zrobić coś fajnego dla siebie dla innych, dla społeczeństwa.

A.D.: Czyli takie nieszczęście i takie cierpienie właściwie może człowiekowi też dać kopa, żeby się brał…

P.: Tak, może zmobilizować do pracy, do działania. I też ważna rzecz do innych osób.

A.D.: Z czego wy żyjecie? Pracujecie normalnie w fundacji, tam zarabiacie?

P.: Tak, pracujemy właśnie w tej naszej fundacji „ratownik górniczy” z Jaworzna, tam jesteśmy w zarządzie i tam zarabiamy.

A.D.: Na życie starcza? A macie jakąś pomoc od państwa w ogóle? Jak się jest na wózki tak, to dostaje się coś specjalnie?

P.: Ja mam akurat rentę socjalną, to jest jak człowiek jeszcze się uczy i ulega wypadkowi, to przysługuje renta socjalna.

A.D.: Ile?

P.: To jest z 600 złotych…

A.D.: Uuu. A Ty coś dostajesz?

M.: Renta zusowska mi się nie należała, renta socjalna też, ponieważ już nie uczyłem się i byłem po 18 roku życia, także pisałem do prezesa ZUS-u do Warszawy, poprzez ZUS nasz chrzanowski i otrzymałem rentę w drodze wyjątku. Ponieważ byłem niezdolny do pracy, niezdolny do samodzielnej egzystencji, dostałem tą rentę w drodze wyjątku. No też to były takie pieniądze najniższe z najniższych rent i byłem na niej prawie osiem lat, także no był to długi okres, aczkolwiek no było ciężko. I postanowiłem iść do pracy. Zrobiłem instruktora sportu osób niepełnosprawnych i właśnie prowadzę zajęcia po szkołach, po gimnazjach, po ośrodkach szkolno-wychowawczych, właśnie z „bo cci”.

A.D.: A ty dostałeś jakieś odszkodowanie po tym wypadku?

M.: Nie. Ja właśnie nieszczęśliwie się złamałem, jak to mówią niektórzy, bo naprawdę nieraz niektóre osoby szczęście w nieszczęściu się złamią i dostają kolosalne odszkodowania. No wiadomo jest to zawsze jakiś start, żeby od czegoś zacząć. Choćby sobie przystosować dom, kupić ten samochód jakiś taki, żeby być samodzielnym. No to takie odszkodowanie na pewno dużo by pomogło, żeby zacząć ten start.

P.: Niestety w Polsce u nas jest tak, że osoba niepełnosprawna musi mieć bardzo dużo pieniędzy, bo jednak poradzić sobie ze wszystkim, z zakupem wózka, przystosowaniem samochodu, mieszkania czy czegoś, to są kolosalne koszty. Także…

A.D.: No ale to nie dostajecie z PFRON-u wózka?

P.: Dostajemy z PFRON-u wózek, ale to jest taki wózek, na którym nie za bardzo możemy się poruszać. Możemy na nim siedzieć w domu i oglądać telewizję. Żeby sobie kupić wózki na których możemy się poruszać, no to trzeba kombinować, że tak powiem.

M.: Głównie darczyńcy dopłacają, finansują te wózki, żeby jeździć na wózku aktywnym, takim który jest lekki, którego można rozebrać, wsadzić do auta i zabrać ze sobą.

A.D.: Ja wam życzę, żeby się wam wszystkie marzenia spełniały. A czy możecie poprosić Kaśkę i Agnieszkę, żeby przyszły się przywitać chociaż z nami. Bo wiecie co, tak sobie myślę, że wy jesteście bohaterami, ale gdyby nie ci ludzie wokół was, wyobrażacie sobie że bez nich żyjecie?

P.: Myślę, że nie.

A.D.: No właśnie.

M.: No jest ciężko.

A.D. No właśnie.

M.: Nieraz jest tak, że nie jesteśmy ze sobą kilka dni i już okazuje się że jest ta tęsknota za bliską osobą.

A.D.: Czyli one też są bohaterami, tylko w waszym cieniu?

P.: Nawet nie w naszym cieniu. Nawet bardziej przed nami są bohaterami, bo jednak związały się z tymi osobami niepełnosprawnymi. To jest jeszcze tak trochę w społeczeństwie temat tabu, osoba pełnosprawna z osobą niepełnosprawną.

A.D. No właśnie tam namawiałam dziewczyny, żeby były tutaj, żeby siedziały obok was. Bo wiecie co, bo to tak dużo można mówić. Słowa nie trafiają. Natomiast jak wy siedzicie na wózkach, a jak zobaczyłam te wasze dziewczyny to sobie myślę: „o czym tu w ogóle mówić”? One jakoś więcej wiedzą. A tak bardzo ciągle jednak trzeba oswajać te wózki w naszym społeczeństwie i tak mówić ludziom: „to jest normalny człowiek, trzeba od niego wymagać, nie trzeba się litować, trzeba pomagać, po prostu”.

P.: Tak, dokładnie.

M.: Dlatego też próbujemy łamać stereotypy, żeby obraz tej osoby niepełnosprawnej nie był taki, że to jest jakaś tam właśnie osoba w dresach, na wózku ortopedycznym, czy tam klasyczny, no nie wiem, gdzieś za ścianą w szpitalu schowana, nie.

A.D.: No, a czy wy macie jakieś takie metody, żeby dziewczyna natychmiast do ciebie przyszła? Zawołaj Kasię, tak żeby przyszła tutaj. Bo mam kamyczek dla niej. A ty byś zawołał Agnieszkę i poprosił, co? No panowie użyjcie swojego wdzięku?

P.: Dziewczyny możemy Was prosić?

M.: Kasiu! Powinny przyjść.

A.D.: Dziewczyny chodźcie na chwilę, tylko się pokażecie. Wasi panowie potrzebują pomocy natychmiastowej (śmiech). Idą nasze kochane dziewczyny.

Agnieszka: Dzień dobry.

Kasia: Dzień dobry.

A.D.: Jesteście dumne ze swoich chłopów?

K.: Tak, tak.

A.: Mhm.

A.D.: Ja Wam gratuluje wyboru no i życzę wam, żeby się wam wszystkie marzenia spełniały. Jesteście fantastyczne.

K.: Dziękujemy.

A.: Dziękujemy.

A.D.: Tutaj macie kamyczki na szczęście.

K.: Dziękujemy.

A.: Dziękuję.

A.D.: Tutaj Agnieszka jest, a to Kasia. Dziękuje Wam bardzo!

 

 

 

 

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz