Archiwum
Maria Gawęcka - osoba niewidoma
28 kwietnia 2008 r.
Pani Maria Gawęcka mieszka w Krynicy. Na lewe oko nie widzi, w prawym – ma jedynie poczucie światła. Wzrok straciła jako dojrzała kobieta, żona, matka dwójki dzieci. Jest konkretnym, pełnym energii człowiekiem. „Cóż to da, że będę płakała po kątach albo pytała Boga, dlaczego to nieszczęście przytrafiło się właśnie mnie?” – powiedziała Annie Dymnej.
Do jej nieszczęścia dojść nie musiało. Podczas badań okresowych pani Maria skarżyła się, że ma kłopoty z oddychaniem, że szybko się męczy. „Takie dolegliwości może wywoływać skrzywienie kręgosłupa. Nie ma powodu do większego niepokoju” – usłyszała od lekarza. Kobieta czuła się jednak coraz gorzej. Mięśnie zaczęły ją boleć do tego stopnia, że z trudem mogła unosić nogi. Początkowo nie przywiązywała jednak wagi do tej dolegliwości. Sądziła, że ból spowodowany jest jazdą na rowerze. Niepokój pojawił się dopiero wówczas, gdy w ciągu paru następnych dni pojawiły się inne objawy: jadłowstręt, drgawki, kłopoty z widzeniem, poczucie, że gałki wychodzą z oczodołów. Diagnoza była jednoznaczna – nadczynność tarczycy.
Pani Maria trafiła na krakowskiej kliniki na oddział endokrynologii. Tam rozpoczęła się jej gehenna. Przez trzy miesiące pobytu w szpitalu przeprowadzano na niej zabiegi, które żadnych efektów nie dawały. Lekarze uspokajali, prowadzili z kobietą zdawkowe rozmowy. Ale, kiedy pytała o fakty, żadnych konkretów nie słyszała. Mówiono tylko, że niczym martwić się nie powinna, ponieważ znajduje się pod opieką najlepszych specjalistów.
W miarę upływu dni uświadamiała sobie coraz bardziej, że jest traktowana jak przedmiot. Najgorzej – zdaniem pani Marii – zachowywali się młodzi lekarze, którzy z jej wyjątkowego przypadku robili medyczną sensację i, na przykład, wielokrotnie fotografowali jej oczy, na które już wówczas nie widziała; chcąc się uczyć, podchodzili do niej jak do obiektu badawczego.Podawanie sterydów nie przynosiło żadnych skutków. W konsekwencji skierowano panią Marię na odbarczanie oczodołów. Ten zabieg również nie dał pożądanych efektów, chociaż, jak twierdzono, był przeprowadzany przez najlepszych specjalistów. Po paru dniach lekarze oznajmili pacjentce, że znają świetną metodę: naszywanie obwodni (nakładanie cieniutkiej błonki na rogówkę, która zabezpiecza ją przed wyschnięciem). Zabieg miał być dla niej jedynym ratunkiem na odzyskanie wzroku. „Czy to jest konieczne?” – pytała coraz bardziej zdezorientowana kobieta. „Tak, tak – usłyszała zapewnienie. – W tej sytuacji to jedne wyjście. Na pewno przyniesie efekt”. Efekt jednak był mniej niż mierny. Na prawym oku pani Marii obwodnia utrzymała się trzy dni, na lewym – pękła już dzień po operacji. Ostatecznie pacjentce zaszyto lewą powiekę, a dwa dni później poinformowano ją, że ma wracać do domu.
„Nie wiem jak to traktować… – zwierzyła się Annie Dymnej pani Maria. – Chyba przeprowadzano na mnie eksperymenty. A kiedy popadłam niemal w stan depresyjny, zjawił się u mnie psycholog. Stwierdził, że przyszedł leczyć mojego ducha. Jakiego ducha, zapytałam. Nie mam kłopotów z duchem, tylko od trzech miesięcy leżę w szpitalu i nie mogę odzyskać wzroku. Efektem tej rozmowy było to, że w moim kieliszku z lekarstwami pojawiły się dwie tabletki więcej. Jedyne, co miło wspominam z pobytu na szpitalnym oddziale to pomoc, jakiej udzielały mi współpacjentki”.
Kiedy doszło u pani Marii do perforacji lewego oka, zrozumiała, że lekarze z krakowskiej kliniki z jej przypadkiem nie potrafią dać sobie rady. Zapytano ją, czy zgodzi się na konsultację lekarza z innej placówki, z Katowic. Przystała na tę propozycję. Bała się, że, jeśli odmówi, zostanie uznana za niesforną pacjentkę i tym lekarze z Krakowa będą tłumaczyli jej utratę wzroku. Ale na Śląsku usłyszała od lekarza pytanie: „Czy zdaje sobie pani sprawę, że przyjechała tutaj na operację usunięcia oka?”. Do najgorszego jednak nie doszło. Specjaliści z Katowic uratowali gałki oczne pani Marii. Wzroku nie byli już w stanie uratować. Jedno zastanawia do dzisiaj panią Marię – pytanie, jakie zdał jej specjalista w Katowicach: „Dlaczego pani tak późno do nas przyjechała?”.
TVP2, 28 kwietnia 2008 r., godz. 19.30