Archiwum

Tomasz Hamerlak - paraolimpijczyk

9 czerwca 2008 r.

Tomasz Hamerlak jest brązowym medalistą paraolimpiady w Atenach. Na wózku ściga się od 13 lat. Wraz z żoną Teresą, wychowuje syna – 3-letniego Jasia. Są niezwykle szczęśliwą rodziną. Na pytanie Anny Dymnej o to, czego im brakuje, pan Tomasz odpowiedział z uśmiechem: „Nie mam tylko lewej nogi”.

Kłopoty z nogą u pana Tomasza pojawiły się, gdy miał 15 lat. Podczas gry w piłkę nożną, uderzył się w kolano. Z pozoru niewielka kontuzja z czasem stała się przyczyną coraz bardziej narastającego bólu. Nastolatek przez rok odwiedzał różne szpitale. Jednak lekarze nie potrafili postawić jednoznacznej diagnozy. Tymczasem ból w nodze, pomimo punkcji, nasilał się. W końcu był nie do zniesienia. Nie pozwalał normalnie poruszać się, nawet spać.

Dopiero lekarze z Niemiec postawili właściwą diagnozę: w kolanie pana Tomasza jest nowotwór. W Haidelbergu była szansa na przeprowadzenie operacji i uratowanie kończyny. Pana Tomasza nie było jednak na nią stać.

„Decydując się na amputację nogi, pragnąłem przede wszystkim uwolnić się od cierpienia, ciągłych podróży po szpitalach – powiedział Annie Dymnej gość programu. – Chciałem zacząć normalnie funkcjonować. Amputację przeprowadzono 6 grudnia... Niezły miałem prezent w dniu św. Mikołaja. Pozbawiony nogi czułem się dziwnie, ale z drugiej strony – miałem świadomość, że wreszcie pozbyłem się problemu. Poza tym, jeżdżąc po szpitalach, widziałem tyle ludzkiego cierpienia, że brak kończyny nie wydawał mi się najstraszliwszą tragedią”.

Do posługiwania się protezą pan Tomasz przekonywał się z trudem. Łatwiej było mu chodzić o kulach, może dlatego, że posługiwał się nimi jeszcze przed operacją. Koszt protezy, jakiej używa dzisiaj wynosi 15 tysięcy złotych. Taka, która w pełni ułatwiałaby mu codzienne funkcjonowanie, kosztuje 45-50 tysięcy. Naturalnie mógłby ją kupić tylko za własne pieniądze, bo Narodowy Fundusz Zdrowia nie refunduje protezy jedynie kwotą 3300 zł.

„Po operacji i chemioterapii zdałem sobie sprawę, że czas jest bardzo cenny – mówił pan Tomasz. – Rozumiejąc to, chciałem w życiu zrobić jak najwięcej. Po powrocie do szkoły, żeby nie tracić kondycji, zacząłem pływać. Na basenie poznałem Zbigniewa Barana, mojego obecnego trenera w Starcie Bielsko-Biała, który, jako aktywny biegacz, też trafił na wózek. Wpadliśmy na pomysł ścigania się na wózkach. Oczywiście w klubie nie było pieniędzy na taki sprzęt. Ale – dzięki sponsorom – w końcu środki się znalazły”.

Przez pierwszy rok mężczyzna przyzwyczajał do wózka sportowego. Potem zaczął trenować regularnie, po kilka godzin tygodniowo. Na pierwszych zawodach, w jakich wziął udział, zajął ostatnie miejsce. Nie zniechęcił się, wiedział, że musi trenować więcej. Sukcesy zaczął odnosić dopiero po sześciu latach ciężkiej pracy na treningach.

Swoją przyszła żonę pan Tomasz urzekł swoimi opowieściami o sporcie, optymistycznym podejściem do życia. To dzięki niemu zniosła trudne chwile w swoim życiu prywatnym. Poznali się dwanaście lat temu. Małżeństwem są od trzech. Razem z synem mieszkają na 25 metrach kwadratowych, w jednym pomieszczeniu. To im nie przeszkadza, by cieszyć się sobą i życiem. Wszystko robią razem, uważając, że w codzienności nie ma rzeczy niemożliwych do osiągnięcia.

„Ludzie w pełni sprawni są czasem bardziej nieszczęśliwi i życiowo nieporadni niż ci, którzy nie mają dwóch nóg i rąk – powiedziała na zakończenie programu pani Teresa. – Tomek wniósł wiele dobrej energii, zarówno w moje życie jak i mojej rodziny”.

TVP2, 9 czerwca 2008 r., godz. 19.30

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz