Archiwum
Urszula i Janusz Ambroziak - dializa otrzewniowa, ocimniałość
6 października 2008 r.
Państwo Urszula i Janusz Ambroziakowie są małżeństwem z osiemnastoletnim stażem, znacznie wyróżniającym się wśród innych małżeństw. Chociażby dlatego, że ona dializuje się otrzewnowo, jest osobą bardzo słabowidzącą. Z kolei on, od 25 lat, jest całkowicie ociemniały.
Pani Ula nazywa siebie z uśmiechem „kłębkiem nieszczęść”. Pierwsze problemy ze zdrowiem zaczęła odczuwać w 9. roku życia. Okazało się wtedy, że ma cukrzycę, która, z czasem, przyniosła powikłania: kłopoty ze wzrokiem (dzisiaj na jedno oko nie widzi zupełnie, na drugie – szczątkowo), nerkami i ciśnieniem. Zawsze marzyła o tym, by zostać nauczycielką. Po maturze, przez rok pracowała jako przedszkolanka. Choroba oczu nie pozwoliła jej jednak kontynuować tego zajęcia. Przeszła na rentę.
„To był dla nie ogromny cios – wyznała w trakcie programu Annie Dymnej. – Ale niebawem zawstydziłam się, bo spotkałam wówczas po raz pierwszy ludzi, którzy, pomimo że byli całkowicie niewidomi, pracowali. Pytałam więc siebie: oni nic nie widzą i pracują, a ja siedzę w domu bez żadnych planów?!”.
Następstwem tego zawstydzenia była nauka masażu w Krakowie i uczenie tej sztuki osób, które utraciły wzrok. Przez jedenaście lat, w Lublinie. To właśnie w krakowskiej szkole masażu pani Urszula poznała swojego przyszłego męża, który od urodzenia cierpiał na jaskrę (na domiar złego, w szkole, koledzy wybili mu jedno oko kulką śniegową; 25 lat temu utracił całkowicie wzrok w drugim).
Zaiskrzyło między nimi na jednym z kursów dla masażystów w Bydgoszczy. Postanowili się pobrać. Ich rodziny, jak to zazwyczaj bywa, nie bardzo jednak wierzyły, by dwie osoby niewidome dały sobie w życiu radę. Sprzeciwiały się tej miłości.
„W tamtym czasie byłam w dużo lepszej formie – mówiła pani Urszula. – Przede wszystkim nie musiałam poddawać się dializie, lepiej widziałam. Dzisiaj z całym przekonaniem twierdzę, że jestem szczęśliwa, iż, wspólnie z Januszem, zdecydowaliśmy się na małżeństwo. Wbrew wszystkim i mimo wszystko”.
„A dzieci? – zapytała zwyczajnie, bez tonu wścibstwa Anna Dymna. – Nie marzyliście o posiadaniu dzieci?”.
„Naturalnie, że marzyliśmy – odpowiedzieli z pełna otwartością i zgodnie państwo Ambroziakowie. – Ale byliśmy też rozsądni”.
Człowiek chory przeżywa różne stany emocjonalne. Czasami jest mu tak ciężko, że osoba zdrowa nie jest w stanie sobie tego wyobrazić. Mimo to państwo Ambroziakowie od osiemnastu lat wspólnego życia cieszą się każdym dniem. Codziennie – gdy pan Janusz pracuje w swoim gabinecie masażu – kilka razy telefonują do siebie. Rozmawiają, ufają sobie, są dla siebie nie tylko żona i mężem, ale także najlepszymi przyjaciółmi. Wspierają się. Innego życia sobie nie wyobrażają. To właśnie ich miłość sprawia, że, chociaż bywa trudno, potrafią się uśmiechać.
„Mocno wierzę, że wszystko ma swój cel i sens, chociaż czasami niełatwo to zrozumieć – powiedziała pani Urszula. – Bardzo ważne jest to, że ja i Janusz możemy wspólnie na sobie polegać. Gdy nieraz działo się bardzo źle i razem płakaliśmy, Janusz nigdy nie twierdził, że będzie dobrze, ale zaznaczał, że damy sobie radę. Budujące jest też to, że mamy przyjaciół. Czasami przecież drobny nawet gest daje ogromna radość”.
„Mamy też swoje pasje – zaznaczył z uśmiechem pan Janusz. – Ula uwielbia gotować i krzątać się po kuchni. Ja z kolei uwielbiam Uli potrawy jeść”.
TVP2, 6 października 2008 r., godz. 12.55