Archiwum

Joanna Obajtek - astma

10 stycznia 2007 r.

Pani Joanna Obajtek wystąpiła w programie „Anna Dymna – Spotkajmy się” wraz ze swoim mężem Arturem. Nie bez powodu. To właśnie pan Artur, jak twierdzi kobieta, był i jest największą dla niej podporą. U rozmówczyni aktorki chorobę zdiagnozowano w dwudziestym roku życia. Kobieta poważnie choruje od dwunastu lat. Astma powstała u niej w wyniku nieleczenia alergii, na którą cierpiała już jako dziecko.

– Dawniej alergia nie była tak „popularna”, jak dzisiaj – opowiadała pani Joanna. – Pamiętam, że jako dziewczynka, nie mogłam wychodzić na przykład na ukwieconą łąkę, bo natychmiast łzawiły mi oczy i puchł nos. W wieku czternastu albo piętnastu lat zaczęłam dostawać gwałtownych i długotrwałych ataków kaszlu. Jednak lekarka w przychodni zbytnio się nimi nie przejęła. A ja cóż… Skoro lekarz nie reagował, żyłam nadal po swojemu i niczym specjalnie się nie przejmowałam. W okresie późniejszym znowu pojawiły się niepokojące objawy: ciężki oddech, nawet przyduszenia… Sądziliśmy w rodzinie, że mam kłopoty z sercem. Ale badania wykazały, że wszystkie te dolegliwości wywoływane są przez astmę.

– Najnowsze badania mówią, że astma ma podłoże psychiczne – zauważyła Anna Dymna.
– To prawda – potwierdziła pani Joanna. – Dlatego zostałam skierowana do psychiatry.

Kobieta w dzieciństwie nie czuła się szczęśliwa. W programie wyznała, że dla swojej mamy była niczym piąte koło u wozu. Urodziła się zresztą „przez przypadek” i uważa, że była dzieckiem niechcianym. Na swój sposób kocha jednak matkę. Kiedy psychiatra poradził pani Joannie, by ta całkowicie zerwała ten destrukcyjny kontakt, kobieta odparła lekarce, że pomimo wielu przykrości, jakich doznała w dzieciństwie, nie jest w stanie tego zrobić.

– Jako dziewczynka, uważałam, że do niczego się nie nadaję, byłam pełna kompleksów. W szkole rówieśnicy śmiali się ze mnie. To była katorga. Mama w niczym mnie nie wspierała, a wręcz „dołowała”. Swojego ojca znam, ale nie utrzymuję z nim kontaktu. Myślę, że ten człowiek skrzywdził moją mamę. Ona miała dwadzieścia lat, on – czterdzieści. Dopóki mama nie zaszła w ciążę, ojciec zapewniał, że jest kawalerem. Potem okazało się, że ma żonę i dzieci.

Pani Joanna poznała swojego męża podczas osiemnastych urodzin jej jedynej koleżanki. Jak mówi, to dzięki niemu potrafi się dzisiaj uśmiechać. Dla obojga była to zresztą miłość od pierwszego wejrzenia. Początkowo kobieta była straszliwie onieśmielona, bo jako nastolatka sądziła, że pójdzie do zakonu. Perspektywę związku ze swoim przyszłym mężem z góry skazywała więc na porażkę. Stało się jednak inaczej. Niemal po paru chwilach rozmowy oboje odnieśli wrażenie, że znają się od lat. Więź pomiędzy nimi utrwalała się z każdym dniem. Przetrwała najcięższe próby.

W maju 2000 roku pani Joanna znalazła się w szpitalu z powodu silnych duszności. Od tamtego momentu często trafiała do szpitala, nieraz na kilka miesięcy. Z powodu długotrwałego leczenia sterydami kobieta cierpi na otyłość, nadciśnienie i cukrzycę. Ma również wszczepiony rozrusznik serca.

– Kiedy rozbiorę się i spoglądam na siebie, wydaje mi się, że lepiej wyglądają kobiety osiemdziesięcioletnie. Ciało mam obwisłe, wszędzie straszliwe rozstępy. Ale cóż… I tak jestem szczęśliwa. Były jednak okresy niezwykle trudne. Nieraz zastanawiałam się nawet, czy nie byłoby lepiej, gdyby na tym świecie już mnie nie było, prosiłam Boga, żeby zabrał mnie do siebie. No bo po co komu taka matka albo żona, która w domu tylko leży, a potem idzie do szpitala? Mąż chodził do pracy, po powrocie do domu zajmował się dziećmi i mną. Kiedy leżałam w szpitalu, codziennie mnie odwiedzał, ale bywało, że robił to dwa razy w ciągu dnia. Pielęgniarki właściwie niczego przy mnie nie musiały robić. Wszystko załatwiał Artur – opowiadała pani Joanna.

– Nigdy przez myśl mi nawet nie przyszło, żeby żonę opuścić – wtrącił pan Artur. – Ludzie powinni być ze sobą zarówno w dobrych chwilach, jak i w złych. Na tym polega miłość.

Państwo Obajtkowie, wraz z dziećmi, mieszkają w jednym, wynajmowanym pokoju. Na tyle mogą sobie na razie pozwolić. Zresztą warunki, jakie mają, uważają za wystarczające. Sprawy materialne to dla nich rzecz drugorzędna. Pani Joanna chciałby tylko, by z jej zdrowiem nie było gorzej. Lepiej też być nie musi. Dobrze jest tak, jak jest. Dosyć się wycierpiała. Od roku przyjmuje nowe lekarstwa i czuje się stabilnie. Jak mówi, najważniejsza jest miłość, wzajemne zrozumienie i uśmiech. Jedynie z nich czerpie się siłę do życia. Te słowa potwierdza także pan Artur.

 

TVP2, 10 stycznia 2007, godz. 17.15

 

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz